Prawie nie wypada pisać o czym innym niż niedzielne, ważne wydarzenie, o którym tyle napisano. Dla odmiany chcę wspomnieć o coraz częstszej zmorze, niekoniecznie staruszków, czyli niesprawnych bez urazowo kolanach. U mnie zaczęły się lekkie bóle przy wchodzeniu na schody, nie mówiąc o schodzeniu. Był czas Covidu, nagle przestałam jeździć codziennie na rowerze. Zwykle jechałam z Wilanowa do Powsina i wracałam. To było około 18 kilometrów, pomnożone przez 20 lat razy 300 dni dawało niebywałą liczbę. Nie jeździłam tylko, gdy był śnieg. Uda i łydki miałam twarde jak piłkarze Real Madryt. Większość fajnych pomysłów na książki czy obrazy, generował w czasie dotleniającej jazdy mój ulubiony mózg.
Pochodzę z rowerowej rodziny i pierwszy rowerek na 3 kółka, zrobiony na zamówienie, miałam w wieku 2 lat (jest foto). I nagle, z dnia na dzień przestałam jeździć. Najpierw zaczęło pobolewać kolano lewe, więc przeciążałam prawe. Przez lata nie skojarzyłam, że przyczyną zapalenia moich kolan mógł być nagły brak ruchu mięśni nóg i w ogóle brak ruchu. Potem przeszłam 3 Covidy, z czego ostatni leciutko. Wtedy kolana zaczęły na serio boleć. Długo kombinowałam, dlaczego, a to był również Covid, bo wszystko działo się za szybko. Z kolei byłam przekonana, że po sterydowych blokadach i izotopach te bezsensowne bóle ustąpią.
W Sopocie zoperowałam laparoskopowo kolano lewe i na ekranie obserwowałam (miałam znieczulenie dokręgosłupowe), jak Profesor Łuczkiewicz z ekipą wydłubywali postrzępione resztki miękkich elementów. Sporo tego było. Do dziś kolano chrupie przy siadaniu, ale nie boli i chodzi po schodach. Uff! Ale spoko było na kilka tygodni, bo kolano prawe i ścięgna zaczęły uniemożliwiać mi chodzenie bez laski. A czas płynie. Już nie mogę sama wsiadać do Pendolino bo ma schody kończące się poniżej peronu. Samoloty wykluczone, bo nie chcę wsiadać na wózku. Nowy Jork jest miastem, po którym się chodzi, bo jest zawsze coś ciekawego. Paryż- ogromne odległości i wielkie galerie, no i schody co krok. Byłam 2 lata temu z laską i umordowałam siebie i mego ofiarnego kolegę szkolnego, imieniem Claude. Został Sopot i Profesor radzący endoprotezę. Bo skoro nic, łącznie z izotopami naświetlającymi kolano 3 razy i blokadami sterydowymi nie pomagało, a w kolanie zbierał się płyn, który je rozpychał (minimum 2 duże strzykawki, raz na tydzień), postanowiłam dać za wygraną. Ciekawe czemu tak późno?
Mogłam od dwóch lat chodzić normalnie, bo chór ortopedów wręcz kazał mi operować natychmiast i założyć metalową endoprotezę. Co w końcu, uczyniłam w moim ulubionym Szpitalu Praskim. Czystym, jak łza, słynącym z wspaniałej Ortopedii. Nie wiem, czy wolno mi wymienić lekarzy, którzy mnie operowali. Zapytam ich. Na teraz dosyć.
Jestem po b. udanej operacji, którą, jeśli nic nie pomaga trzeba zrobić jak najszybciej. Lepiej nie będzie. Ten tekst dedykuję osobom, które boją się operacji kolan czy bioder. Nie ma wyjścia. Dopiero teraz okazuje się, że połowa, moich znajomych jest po powyższych operacjach, z niewiadomych powodów to ukrywają. Teraz rehabilituję moje biedne kolano szpitalu na Gąsiorowskiego w Konstancinie. Słynie on z najlepszej w Polsce rehabilitacji ortopedycznej i jestem zmordowana.
Boli mnie słusznie, bo mam 7 zabiegów dziennie. Trwają do 18. Boli mnie każdy mięsień i kolana oba. Jęcząc, składam me zmordowane ciało na łożu ortopedycznym i wsłuchuję się ciekawie w poszczególne bolące miejsca. Niestety nikt mi nie współczuje, bo ma boleć do pół roku po operacji, Musi boleć, skoro moje zdumione ciało dostało metalowe kolano, które ma wrosnąć w kość goleniową i udową.
Ten tekst napisałam „Ku pokrzepieniu serc”. To są wiadomości z pierwszej nogi. Operacja jest trudna, a staw kolanowy, jest najbardziej skomplikowany w naszym kościotrupie. Niczego się nie przyśpieszy. Kiedy narzekam do moich terapeutów, że mnie po 5 tygodniach wszystko boli, oni z twarzami Bustera Keatona, (sprawdzić w Necie) odpowiadają, że wszystkich boli i radośnie kiwają głowami. Mamy wspaniałych ortopedów. Zwykle szczupłych, wysokich doskonale wykształconych z poczuciem humoru. Szczególnie ich podziwiam, bo nawet jednej skromnej amputacji, do której użyłabym piły tarczowej i wiertarki nie udało by mi się przeżyć. Noga, którą torturuję rehabilitacją boli, ale chodzę z laską i co minuta jest lepiej.
Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane