Przyprawy i zioła

07 maja, 2025 Hanna Bakuła Bez kategorii 0 komentarze

Sporo osób nie wie, że jestem autorką niezwykłej książki kucharskiej „Gar Anonim”. Prawie nikt nie rozumie żartu w tytule, był tylko kronikarz Gall Anonim, po co jeszcze jakiś Gar? Nie będę ubolewała Nad brakiem erudycji, wykształcenia i poczucia humoru Polaków, bo nie ma z kim biadolić, ale jest strasznie, jeśli chodzi o intelekt naszego Narodu, który wydał Kościuszkę, Matkę Boską, świętego Papieża i paru niezłych pisarzy, oraz muzyków.

Nigdy nie byliśmy kolorowym czubem na europejskiej choince intelektualnej. Zwykle plasowaliśmy się w okolicach stojaka. Dobre i to, bo jak można tworzyć czy myśleć w wirówce pralki Frania. Celem bowiem naszych starań jest nie doskonalić siebie, tylko wyszydzać lepszych. Patrzymy na nasze przywary, przez zabrudzone różowe okulary i nie lubimy czegoś co obce, lepsze i pożyteczne.

Temat tego bloga narodził się moment temu, gdzie przeszłam (???!!!) operację kolana i sporo czasu przeleżałam w łóżku, będąc zdana na kuchnię ortopedyczną, a potem „co łaska” przyjaciół, sąsiadów, a nawet wytwornych kolegów. Lodówka wypełniona po brzegi rarytasami kuchni polskiej, ale nie tylko. Uginają się półki. Prężą się słoje z pomidorowymi, żurkiem, krupnikiem, botwinką i chłodnikiem, obok przekąski i drugie dania. Wypadałoby otworzyć garmaż i związać koniec z końcem.

Wychowałam się na tłustej, gęstej, kartoflanej i chlebowej kuchni polskiej. Spowita w domowy makaron, zagryzałam kiełbasą suchą i odkrawałam plastry wędzonej, purpurowej szynki, zdrowej dla dzieci. Ciasta wielkie i żółte od jaj, jaja domowe, mleko od krowy, krowa od sąsiada, zasmażka z mąki, cukry i lukry, polewy czekoladowe i krem z masła. Wymieniłam wszystko, czego nie jem od wyjścia z domu i wyjazdów za granicę.

Kopuła Bramantego w Bazylice Watykańskiej cieszy mnie tak samo jak linguini z wielkimi krewetami i czosnkiem w plasterkach. Gdy widzę szyld „Tutaj zjesz jak u mamy” dodaję gazu. Przez czas przyjacielskiego żywienia mnie, rozmyślałam sobie o domowej kuchni moich przyjaciół.  Musiała być podobna do mojej domowej, której nie znosiłam, a najbardziej gęstej śmietany w zupie i zup owocowych (co za pomysł?). Bez czosnku, świeżej bazylii, trawy cytrynowej, cayenne, bez rozmaitych pieprzów, kolendry, kurkumy, kuminu a nawet majeranku. No i nowoczesnym brakiem soli, wroga numer 1.

Można pić wódkę, jeść golonkę z piwie, palić 40 papierosów dziennie, a nie można zjeść czegoś słonego. Nie posolonego tylko ugotowanego w słonej wodzie. Pożeramy smalce, buły, torty i wypijamy rocznie najwięcej wódki na osobę, ale rosół i inne zupy są bez soli i przypraw. Jak czasem ktoś mnie poczęstuje domową zupką bez smaku, ale na kościach, zaczynam powarkiwać, bo jest to danie dla psa. Moja niesoląca mama, kiedyś powiedziała, że mogę sobie niesmaczny obiadek dosolić.  To jej poradziłam, żeby zrobiła tort bez cukru i potem na talerzu dosłodziła.  Nawyki matek, nawykami córek, a u mnie odwrotnie.

Przekonałam mamę do solenia i arabskich przypraw, nauczyłam nie odgrzewać jedzenia przez 3 dni, zniechęciłam do mrożonek, skoro ma sporo czasu i nauczyłam zrozumieć rolę soli w jedzeniu, bez wznoszenia oczu do nieba i wydawaniu jęków przerażenia… Tak mnie kochała, że się udało.

Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane