Lato, lato, lato czeka…

12 czerwca, 2022 Hanna Bakuła Bez kategorii 0 komentarze

Razem z latem czeka rzeka, razem z rzeką, czeka las, a tam ciągle nie ma nas…

To śliczna piosenka, chyba? Z wzruszającego filmu „Szatan z 7 klasy”. Jako dziecko, i zostało mi to do teraz, uwielbiałam podróże i wakacyjne wyjazdy. Oczywiście, dziecinne, PRL-owskie podróże były krajowe, innych nie znałam. Wakacyjna Polska w czasach, gdy nie można było ot tak wyjeżdżać za granicę, była miłą koniecznością. Bardzo lubiłam nowe miejsca, ale do starych miejsc, zapachów i miasteczek bardzo chętnie wracałam. Proszę sobie wyobrazić, że nie miałam nic do gadania w sprawie wyboru wakacyjnego miejsca i czasu. Byłam informowana gdzie jedziemy i cieszyło mnie to, że jedziemy gdziekolwiek. Że będzie sleeping, albo 1 klasa zatłoczona tak samo jak druga, albo nasz samochód Mercedes V 170, którym ojciec woził mnie i małoletnie koleżanki nad Zalew Zegrzyński do Jachranki. Wzbudzaliśmy sensację, bo machałyśmy gołymi nogami i tatuś się wstydził. Albo zabierzemy się luksusowym Wartburgiem adoratora Mamusi nad morze i będziemy mieszkali w pensjonacie z wyżywieniem. To akurat było bardzo miłe, bo jako Hania Bania niezwykle lubiłam wakacyjne mielone czy ciasta w marmurek. Każde miejsce pachniało inaczej. Cudownie, klejem i rozgrzanym drewnem – domki campingowe z płyty spilśnionej (sprawdzić w necie) nad Zalewem Zegrzyńskim. Pensjonaty, pastą do podłogi i kokosowymi chodnikami. Domy wczasowe WDW, czystą, białą pościelą a po południu pieczonymi ciastami. Do teraz się uśmiecham wspominając dom Barburka w Iwoniczu Zdroju. Należał do Ministerstwa Górnictwa i Energetyki, w którym radcą była moja mama. Był przepiękny, choć łazienka była na korytarzu i pachniała mokrym drewnem. No i w Zakopanym raj, bo były Domy wojskowe i górnicze, które zawsze miały swoje kawiarnie z szafami grającymi, kręgielnie i tarasy. Wieczorami wszyscy (dzieci w pokojach) tańczyli tanga i różne modne ramoty a o 22 cisza nocna. Pociągi pachniały sadzą i smarem, oraz rozgrzanymi szynami, dorożki śmierdziały baranicą a autobusy nie wiadomo czym, ale okropnie, wszystkimi pasażerami. Na wakacje czekało się od razu po powrocie z wakacji. Trzepie mnie nostalgia wakacyjna, dlatego od 20 lat jeżdżę do Buska w tym samym towarzystwie i do tego samego Spa. Dlatego też jeżdżę do magicznego domu Zaiksu i mam śniadanie do łóżka, oraz widok na Grand Hotel. Nie napisałam słowa o wakacjach zagranicznych, bo w wakacje jestem w przepięknej Polsce i kolęduję po letnich domach przyjaciół. Oszczędzam sobie kolejek na lotnisku, tłoku w restauracjach, zrujnowaniu kręgosłupa przez siedzenie w aucie i stresu cenowego, ale to dopiero ostatnio. Czekam na dolara po 80 złotych, jak za komuny. Ostatnio mówi się o tym, że ludzi nie stać na wakacje. Nie rozumiem, nasz cudowny rząd daje 500 na dziecko, to na 4 dzieci 2000. Benzyna po 8 złotych, a od czego rowery? A obozy wędrowne? A babcia o bajońskiej (sprawdzić w necie), podwyższonej emeryturze z domkiem i ogródkiem? A nad lokalną rzeczką kocyk rozłożyć i pomarzyć o tym co było przed feralnymi wyborami.

A teraz serio. Dziecko potrzebuje latem kolegów i czegoś do pływania. Nie musi to być camping w Wenecji czy w Nicei. Po co jechać i liczyć znikające pieniądze. Kiedy chodziłam w Warszawie do pięknej, czystej szkoły, Tysiąclatki, to na wakacje z klas robiono sypialne sale i przyjeżdżały dzieci ze wsi, na wycieczki do muzeów i oglądanie stolicy. Szkoda, że teraz jadą 12 godzin samochodem na taki sam camping jak w Jelitkowie. Poza tym, polecam lato w mieście. Znam wielu zwolenników, ja też wolę wakacje w maju, czy wrześniu. 

 

 

Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane