Wernisaże

22 czerwca, 2022 Hanna Bakuła Bez kategorii 0 komentarze

Słowo wernisaż pochodzi od słowa werniks, czyli specjalna mieszanka egzotycznych żywic, którą smaruje się, lub spryskuje gotowy obraz, żeby go zabezpieczyć i potem trudno już coś domalować. Słowo powstało w XIX wieku w salonach wystawowych Paryża, gdzie obrazy werniksowano po pokazaniu publiczności, stąd nazwa pokazu- wernisaż. Bardzo lubię wernisaże, ale swoje, bo miło jest znać wszystkich gości i czuć akceptację fajnych znajomych (osób, które mnie nie akceptują, po prostu, nie zapraszam). Cudze wernisaże mnie nudzą, bo jest obcy tłum powalony niedrogim winem i znam 20 osób, a mnie zna 100 i chce się ze mną przywitać. Powiem więcej, bywam ściskana i całowana, niekoniecznie przez przyjaciół, co uszkadza mi strój i makijaż.

Zwykle mam śladową tremę z powodu wystawy, bo miałam mnóstwo wernisaży, wieczorów autorskich i promocji książek. Nie dam się namówić na słowo „premiera”, bo dla mnie dotyczy kina i teatru, a nie wieczoru w którym bohaterką jest nowa książka i jej autor. Sprawa wernisażu zaczyna się po rozmowie z szefem galerii, gdy ustalamy termin, ilość prac, projekty katalogu i oprawę całej uroczystości. Zwykle nie pokazuję dwa razy tych samych obrazów, choć koledzy po fachu nie mają oporów. Termin wystawy jest jak nakręcenie artystycznego zegara. Wiem ile obrazów potrzebuję, ile już mam, a ile powinnam domalować.

Szczerze mówiąc, nie bardzo wiem na czym stoję, bo prace mam w różnych miejscach i muszę je zebrać, co jest nudne. Nudne nie jest wymyślanie z grafikiem katalogu, robienie reprodukcji, proszenie przyjaciół o napisanie tekstów o moim malowaniu. To bardzo ważne, bo będą wydrukowane. Znam cudownie zdolnych pisarzy i dziennikarzy, więc mam wielki wybór i moje katalogi, to właściwie książki o sztuce. Maluję spokojnie, zawsze sama, słuchając radia, jak każdy zawodowy malarz. Nawet ci ścienni, zawsze włączają chrypiące radyjko. Bez tego robota się nie klei. Mam to samo, tyle, że muzyka inna.

Druga sprawa, to spotkania autorskie. Mogą być bez obrazów, ale powinny być do kupienia książki i musi być inteligentny prowadzący, niekoniecznie dziennikarz, ale dyrektor miejsca, w którym mam spotkanie, albo zdolna, miejscowa bibliotekarka. Prowadzący jest ważny i jak widzę, że jest marnie przygotowany, sama daję radę. Na promocji książki powinny być czytane fragmenty. Zwykle proszę znanych aktorów, a do uświetniania uroczystości, muzyków. Bardzo te części artystyczne wszystkich cieszą. W piątek miałam takie spotkanie, bez muzyki, w Rybnickim Ratuszu gdzie mieści się Muzeum, którego Dyrektor rozmawiał ze mną, przy bardzo wypełnionej sali i wiedział, o mnie więcej, niż rodzona Matka. Było uroczo i byłam pod wrażeniem jego przygotowania. Publiczność była ładna i miła, w tym sporo roześmianych panów. Zmieniają się czasy, Śląsk i górnicy, choć moi goście chyba nimi nie byli. Zwykle przychodzi 5 zastraszonych panów na 100 pań.

Teraz uwaga!, w niedzielę 19 czerwca, w galerii Pałacu w Radziejowicach, jest wernisaż moich obrazów z cyklu – „ Pandemiczne kwiaty”. 24 pastele powstały przez ostatnie 2 lata (było ich więcej, ale się „rozeszły” po przyjaciołach). Są niezwykłą  dokumentacją  moich covidowych nastrojów i choroby. Kwiaty dostawałam od wizytujących mnie, zamaskowanych, nielicznych gości. Wszechobecne tulipany, dokupowałam sama  od ulicznych sprzedawców, bo przez spory okres kwiaciarnie, w których, jakże łatwo o zarazki, były zamknięte, tak jak lasy, też z tego powodu. Galerie, wernisaże, promocje, przestały istnieć. Okropne to były czasy, bez kontaktów z przyjaciółmi i konfrontacji z klientami.

W tej sytuacji, otworzyłam swoja galerię internetową: www.galeriahannybakuly.pl, którą prowadzą moje przyjaciółki . Moja rola ograniczona jest do tworzenia. Nareszcie ktoś mi pomaga! Jutro wernisaż w pięknej sali, prace podświetlone.  Szampan się  chłodzi! Żyć nie umierać!

Wystawa czynna w ramach, corocznego, Festiwalu Jerzego Waldorffa i jeszcze trochę, bo do 7 lipca 2022. Zapraszam.

Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane