Wiosenne wspomnienie

15 kwietnia, 2023 Hanna Bakuła Bez kategorii 0 komentarze

Wahałam się w sprawie tytułu, bo wspomnienia kojarzą mi się z czymś starym, wzruszającym i nieproduktywnym, bo po co one komukolwiek, poza wspominającym, uśmiechniętym głupkowato do własnych myśli. Jadę pociągiem z bajecznego Sopotu i już za nim tęsknię, wiec postanowiłam napisać o wiośnie, za którą też tęsknię, ale jej nie lubię, bo ostatnio, więcej w niej niemiłej pogody niż miłej. Bardzo tęsknię za wyraźnymi porami roku i prawom obowiązującym każdy miesiąc. Kiedy byłam dzieckiem wiosna zaczynała się już w marcu i na moje urodziny 30-tego miesiąca znikał śnieg, tworzyły się gigantyczne kałuże, wylewała Rzeczka Rządza, a futro z prawdziwej małpy wędrowało do szafy.

Tu pragnę się wytłumaczyć z prawdziwego futra i do tego z dzikiego zwierza egzotycznego. Kiedy byłam tłuściutką dziewczynką, zwaną – Hania Bania, nosiło się futra na potęgę, nie wypadało nie mieć. Dzieci tez miały futerka z królika, baranka, kozy, a ja z małpy i nie budziło to negatywnych emocji ekologicznych tylko zazdrość. Kupiłyśmy je z mamą na ciuchach, czyli bazarku z zagranicznymi rzeczami: paltami, swetrami, sukienkami, lalkami zamykającymi oczy, butami, torbami, czapkami, jeansami, szalikami, zegarkami, płytami, generalnie wszystkim, co przysyłali bogaci Polacy biedniejszym Polakom w paczkach. Te rzeczy sprzedawano. Wśród takich cudów mrugnęło do nas – dziecięce futro z małpy, ciut za duże. Zamiast guzików mało kule – pompony, do tego była bardzo przypominająca hełmofon, czapka pilotka zapinana pod brodą na pompon, oczywiście. Przymierzyłam, przekupki zawyły radośnie. Mama uśmiechała się dumnie, bo przypominałam połączenie Amundsena i pomnika marszałka Koniewa w Krakowie (sprawdzić w necie). Niestety, była wiosna i futro musiało poczekać do zimy, choć pozwolono mi je ponosić przez tydzień w ogrodzie.

Wracam do wiosny. Na drzewach, a szczególnie na jaśminach i bzach rosnących pod parkanem z prawdziwych desek pojawiły się pęczniejące, wilgotne pączki. A i tak forsycje z tyłu domu były pierwsze, potem migdałowce u sąsiadów. I pierwsze tulipany, których cebulki zakopywaliśmy na jesieni na trawniczkach i oczywiście na klombie. W kwietniu przyleciało ogromne stado bocianów i usiadło na drzewach w ogrodzie. Byłam zdumiona ilością i ich wielkością. Babcia powiedziała, że chyba przyniosły sąsiadom dzidziusia. Kiedy odleciały przybiegła gosposia sąsiadki i powiedziała, że jest chłopczyk i możemy go zobaczyć. Miałam 5 lat, wierzyłam w bociany i w Mikołaja. Dzidziuś leżał na wielkiej poduszce zawinięty w coś,  co się nazywało becikiem, był fioletowo- purpurowy i strasznie brzydki. Wykrzywiał się i ryczał. Postanowiłam nigdy nie mieć czegoś podobnego i zaczęłam płakać, bo myślałam, że taki zostanie. Był potem bardzo ładnym Andrzejkiem.

Wiosna, to było otwieranie podwójnych okien uszczelnionych watą, na  której kładło się suche, czerwone coś. Otwierało się też moją ulubioną werandę z XIX wieczną otomaną pokrytą pluszem w pąsowe róże i regalikiem na „letnie książki” do czytania latem przed drzemką.

 Z werandy schodziło się do ogródka, gdzie latem często wynoszono i rozkładano stół gdy byli goście, a byli ciągle. Wracając do wiosny, na wiklinowych fotelach rozkładano pościel, żeby po zimie pooddychała. Pęczniały poduszki z pierza i puchowe kołdry. W powietrzu pachniało wilgotną ziemią i kwitnącymi drzewami. Nie było niespodzianek z pogodą, a ja mogłam chodzić w podkolanówkach i sweterku z krótkim rękawem, też z ciuchów. Pory roku się celebrowało i mogłam podać czas, w którym zakwitną poszczególne drzewa i kwiaty. No i najważniejsze. Zapomniała bym o wiosennych ubraniach w jasnych kolorach, apaszkach i kapeluszach, które podziwiałam jeżdżąc z babcią do Warszawy kupić pantofelki, sandałki i co pamiętam, kilka paczek chleba Pumpernikiel, który bardzo wszyscy lubili.

Teraz nie ma romantycznej wiosny. Wszystko jej się pomyliło, a innym porom roku też sporo brakuje do normy.  

 

 

Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane