Wakacje Hani Bani

14 sierpnia, 2025 Hanna Bakuła Bez kategorii 0 komentarze

W dzieciństwie moja bardzo szczupła rodzina czule nazywała mnie Hanią Banią bo byłam pulchniutką dziewczynką z dołeczkami, nawet na kolanach. Było to w czasach, gdy pulchne dziecko, znaczyło – zdrowe dziecko. W moim wypadku niekoniecznie. Byłam jedynaczką nie marzącą o młodszym braciszku i podobno rodzice uznali, że lepiej nie. Były to czasy nie włóczenia dzieci po knajpach, hotelach i do dalekich krajów. Ja do 6 roku życia bawiłam się w ogrodzie u dziadków z kuzynami, kuzynek nie było.

Moją pierwszą daleką podróżą był wyjazd do Iwonicza Zdroju z babcią i ciocią Lilą oraz jej córeczką, przypominającą białego bąka. Do tego czasu znałam tylko nasz ogród i Warszawę o strasznie długich ulicach, gdzie zabierano mnie na Ciuchy (sprawdzić w necie) żeby kupić paletko czy zagraniczne buty, bo polskie były bardzo brzydkie i niewygodne, jak cała rodzima konfekcja.

Do Iwonicza jechałyśmy autobusem PKS.. Kiedy zobaczyłam wiedeński (zabór Austriacki) deptak z ażurowymi, drewnianymi, rzeźbionymi balkonami i klombami z kolorowych kwiatów w kształcie zegara popłakałam się ze szczęścia, Bąk też, dla towarzystwa, a kochające babcia i ciocia śmiały się serdecznie.

Takie miałam trudne dzieciństwo.

Iwonicz – Zdrój jest piękny, radzę wpaść. Pachnie naftą, od której kałuże mienią się zielonkawo. Przed II wojną wydobywano w Iwoniczu i okolicach ropę naftową i to w tym rejonie inżynier Łukasiewicz wynalazł lampę naftową, która zrewolucjonizowała cały oświetleniowy świat. Chodziłyśmy na basen dość daleko, drogą wśród olbrzymich liści łopuchów (sprawdzić) i do pięknego Art-Deco przedwojennego, luksusowego sanatorium Excelsior na inhalacje. W kawiarni” Krakowiak” odbywały się co dzień o 16:00 fajfy (! ?) z tańcami. Wszyscy byli elegancko ubrani Panie na szpilkach. Babcia w kwiecistej, amerykańskiej sukni z ciuchów, ja też. Ciocia zostawała z Bąkiem, bo małych dzieci do kawiarń i restauracji nie wpuszczano. Byłam duża, więc jakoś się udawało.

Tańczono tańce klasyczne, walca, tango i fokstrota. Ja tańczyłam ze szczuplutką babcią. Wzbudzałyśmy sensacje, bo ja hulałam, jak dorosła. W domu tańczyłyśmy często. Same panie, bo panowie byli w pracy a Bąk jeszcze był za mały. Jak tylko zaczęłam chodzić do szkoły ze starszą koleżanką pojechałam do Iwonicza na kolonie letnie w DW. Barburka. Pisownia kreatywna. Cały lipiec były tam kolonie dla dzieci pracowników Ministerstwa Górnictwa i Energetyki z Warszawy i Katowic. Byłam kilka razy i do teraz rozumiem po Śląsku. Pachniało naftą i domowymi ciastami. Za granicą, w Czechosłowacji, byłam po raz pierwszy z dziadkami mając 12 lat, od razu postanowiłam uciec, bo Praga była cudna i postanowiłam w niej zamieszkać z mężem, Czechem oczywiście.

To są luźne wspomnienia, a opisuję to wszystko, żeby prosić rodziców, żeby nie wieźli małych dzieci za granicę przypiętych pasami  przez 1500 km w jedna stronę. Wakacyjna Polska jest coraz bardziej atrakcyjna dla dzieci. Wyszłam na ludzi bez torturowania mnie jazdą w samochodzie na camping z zimna wodą i wrzaskami piwoszy.

 

Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane