Dawno temu w rozmowach towarzyskich królowały narzekania na „Czerwonego” i utyskiwania na brak kiełbasy, potem były kłopoty z brakiem czegokolwiek. Minęły lata, przyszła, coraz bardziej elastyczna Demokracja . Zapełniły się półki, pojawili się cwani przekrętowicze, sklepy pękają w szwach, został tylko bieżący rząd, ale narzekania nic nie dają i powoli opozycja traci impet, a małpa w kąpieli szaleje, wraz z bandą brzydali. To temat rzeka od 5 lat. Robi się nudno. Ale ostatnio pojawił się temat nad tematy – Pandemia. Mówi się o niej przez telefon, przez komputer, a ostatnio ponieważ moi znajomi z różnych powodów są zaszczepieni, spotykamy się jak kiedyś, tyle że w domach, a nie w restauracjach i barach. Za wyjściem na kolację tęsknie najbardziej. Ale i tak jest miło, że możemy być razem i śmiać się bez maseczek. Nasze rozmowy są takie:
– Ty chorowałeś, czy tylko Cię zaszczepili?
– No, oczywiście, że chorowałem, ale lekki wariant, tylko gorączka, zmęczenie, no i powiedzmy rozwolnienie. Nie ma na to określenia!
– A skąd wiedziałeś, że to wirus?
– To się czuje, ale poszedłem na test i miałem pozytywny.
– Zostałeś w domu?, bo ja to od razu w taksówkę i do szpitala. Miałem 39 stopni.
– Ja miałem 38 z kreskami. Dali Ci tlen, czy respirator?, bo ja byłem zaszczepiony na pneumokoka i mógł mnie wirus w d…pocałować, bo płuca były bezpieczne, to sobie leżałem.
– Zrobiłeś przeciwciała? Podobno trzeba poczekać miesiąc
.- Eee tam. Ja po dwóch tygodniach miałem 120, a po trzech się zaszczepiłem.
– Jako kto, przecież masz dopiero 65 lat, a żona, też?
– Tak, ale się udało…
??? Potem jeden kolega zanegował szczepionkę którą wziął gospodarz, podzieliliśmy się na dwie grupy. Wierzących w Pfeizera i drugą, wychwalającą szczepienia czymkolwiek, choćby z obrzydzeniem. Bardzo zadowoleni na początku dyskusji Ozdrowieńcy dowiedzieli się, że można spoko zachorować jeszcze raz i stracili humor, bo do grupy szczepionych mieli po kilka lat czekania. Był to niezwykły przypadek, gdzie każdy by chętnie był starszy.
Potem chwalono się znajomością ze śmiertelną ofiarą Corony. Oczywiście wygrałam w tej konkurencji, bo tydzień przedtem, tego samego dnia zmarli moi najbliżsi przyjaciele. Basia w Krakowie a Jerzy w Gdańsku. Zrobiło się smutno, ale na chwilę, bo zaczęliśmy się chwalić liczbami antyciał. Wygrała koleżanka z wynikiem 300 po tygodniu, ale nie padliśmy z wrażenia, bo jest młoda, przed czterdziestką i zdrowa jak byk. Chorowała tak jak ja, lekko i przepisowe 2 tygodnie. Potem zaszczepiony ozdrowieniec powiedział, żebyśmy się za bardzo nie cieszyli, bo my możemy być, dla odmiany, nosicielami. Nam nie grozi nic, a reszta nieszczepieńców powinna z nami uważać. Po kolejnej butelce Prosecco wystąpił na forum kolega, który sam pojechał do szpitala taksówką, prosto na ojom, bo był w poważnym stanie. W szpitalu leżał tydzień i przeniesiono go na stadion, naszpikowawszy antyciałami Tam spędził tydzień. Byliśmy z niego dumni. Zapytany, dlaczego nie leżał pod respiratorem oznajmił , że to bardzo niebezpieczne, a śpiączka farmakologiczna to wyrok. Tu się zgodziłam, bo oboje moich Przyjaciół było do końca w śpiączce i bardzo dobrze. Potem rozmowa zeszła na dzieci roznoszące zarazki. Obecni, zaszczepieni dwukrotnie lekarze, stwierdzili, że przede wszystkim trzeba zamknąć żłobki i przedszkola, bo w nich fruwają chmary zarazków. Ja wyraziłam swoje zdumienie z powodu zamykania sklepów z butami, gdy w sklepie z ubraniami można zmierzyć bieliznę i co komu szkodzą restauracje z odstępem, a nie szkodzi zatłoczony kościół ze śpiewającymi kropelkowo staruszkami? I tego typu konwersacja trwała do końca zabawy. Słowa na tematy polityczne i o to chodzi. Zastraszenie niewidzialnym wrogiem odwraca uwagę. Do końca nie ustaliliśmy jaki powinien być czas miedzy pierwszym a drugim szczepieniem. Były propozycje, że jeden miesiąc, dwa i trzy miesiące, a nawet pół roku. Moja cudowna lekarka twierdzi, że można brać drugą dawkę po kilku dniach, ale i po pół roku. Niewidzialny wirus ma wiele twarzy, wszystkie paskudne i nikt nie wie czego się trzymać. Dane wyskakują jak numerki w Totolotka. Naród jest porządnie nastraszony, bo nie wie co i w jakich okolicznościach go dopadnie. A w Izraelu dano radę, bo tam nie było żartów i wyjątków. Jak lockdown, to totalny, a u nas decyzje są nielogiczne i zmienne. Ciekawe co będzie. Ja powoli tracę cierpliwość do tego braku konsekwencji i sypania danymi o zgonach, a nie informowania o tym, jak i gdzie się zaraziły ofiary. Jedno pewne, tematów do konwersacji nie brakuje.
Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane