Od 15 lat jestem w sierpniu w Busku w towarzystwie moich najbliższych przyjaciół, którzy bywają tu ze mną i tak jak ja, uważają Busko za 8 cud świata. Jak co roku o tej porze są nieziemskie upały i mogę jeździć na rowerze dopiero po kolacji, ale w moim spa jest basen i klimatyzacja, więc nie narzekam. Tu wyjaśnię słowo- spa, mające w Busku trochę inne znaczenie, bo tutaj większość spa ma status sanatorium, ze względu na możliwości poważnego leczenia siarką, borowiną, czy solankami, ale też nie można ustawowo przywozić zwierząt. Dzieci też nie ma. Wszystkie znane mi miejsca mają profesjonalne zabiegi elektryczne, lasery, pola magnetyczne i sauny krio. Nie wspomnę o masażach klasycznych i leczniczych. Po dwóch tygodniach mam wrażenie, że jestem poduszkowcem i nie dotykam ziemi bolącymi nogami. Rehabilituję się od 40 lat i dzięki temu mało kto zauważa, że mam kłopoty z dawnymi złamaniami, po wypadku samochodowym. ( Nie ja prowadziłam). Naprawdę polecam i proszę moich czytelników, żeby wygooglowali – właściwości lecznicze siarki i borowiny. Od setek lat Busko słynie jako potentat leczenia tymi naturalnymi środkami i słusznie. Tyle o zdrowiu, teraz o kuracjuszach. Większość pań, ale i panów, przeważnie małżonków, wygląda jak słonie w worowatych czaprakach. W tutejszych budkach, pełno jest ubrań powyżej numeru 50 damskiego, ale widziałam 56. Nareszcie raj. Można tyć i co 2 kilo, kupować za grosze nowy pokrowiec.
Większość tutejszych sanatorium serwuje wyżywienie, typu nie jakość, a ilość. Ponieważ królują szwedzkie stoły grubasy noszą po kilka kopiastych talerzy, ustawiają i żują pędem, jak chomiki, żeby jak najszybciej sobie dołożyć. Rezultaty widać na basenie. Jezus Maria!!! Panie nie mają zaznaczonego przodu i tyłu. Ogromny biust położony na brzuszysku, wygląda jak plecy w fałdach spoczywające na słodkich pupciach, wielkości balonów stratosferycznych. Twarze są tak pyzate, że gdyby nie chałupniczo pofarbowane i obcięte włoski, można by je wziąć za jakąś inną mniej reprezentacyjną część ciała. Odgięte do tyłu maszerują słonie alejkami parku i krążą koło bazarku z owocami i arcydziełami chińskich krawców. Piszę to, bo szkoda pieniędzy na kurację kręgosłupa i stawów, nie mówiąc o sercu, skoro przeciętny kuracjusz ma 30 kilo nadwagi. Nie przesadzam. Każda z tych osób twierdzi, że NIC nie je i ma chorą tarczycę, albo złą przemianę materii. Pisałam już, gdzie nikt nie miał tych dolegliwości. Tak tu pięknie. Zamiast łazić w kółko i podżerać można by pojeździć na rowerze i pochodzić z kijkami. Można by nie wjeżdżać windą na pierwsze piętro i nie zabierać do pokoju 4 porcji zakalca z bitą śmietaną. Spa w których bywam są prywatne, dlatego lekarze przepisujący zabiegi nie strofują słoni, które optymistycznie wypatrują grubszych od siebie i bardzo się z tego cieszą. Otyłość jest u nas poważną chorobą społeczną i miło by było, żeby problemem zajęli się lekarze pierwszego kontaktu i kierowali osoby chore do szpitali endokrynologicznych. Przez tydzień schudłam 2 kilo, rower i basen.
Sos grzybowy
Świeże prawdziwki umyte i osuszone, pokroić w średnio grube, pasy. Leciutko przesmażyć na oliwie z czosnkiem i cebulą pokrojoną w kosteczkę, nie dłużej niż 8 minut. Odstawić. Dodać opakowanie jogurtu 0 i wymieszać, podgrzać, nie gotować. Popieprzyć grubym pieprzem. Idealny zielony, lub kolorowy. Dodać sporo posiekanej zielonej pietruszki i podawać jako dodatek do każdego mięsa i ryb, z rusztu. Najlepiej smakuje z filetem z indyka, befsztykiem wołowym i rybami bez panierki. Do tego zielona sałata z delikatnym dresingiem z oliwy i cytryny, z odrobiną sosu sojowego, można dołożyć puree z młodych kartofli posypane koperkiem.