Ferie

13 lutego, 2017 Hanna Bakuła Bez kategorii 0 komentarze

Przepraszam za opóźnienie, ale miałam zajęcia pisarskie, czyli kończenie pracy nad nową książką „Seks, teoria i praktyka”, rozmowy z profesorem Zbigniewem Izdebskim, która wkrótce się ukaże w wydawnictwie Edipresse. Osoby, które nie piszą książek myślą, że się napisze, kliknie i już. Otóż, to dopiero początek. Potem jest redagowanie tekstu, przez specjalistę i łamanie go przez grafika, projektowanie okładki, korekta i wydruk, który autor musi przeczytać jeszcze raz, żeby wyłapać niezręczności językowe, czy formalne. To jest bardzo przyjemne, bo już się widzi, co powstało, ale też nudne, bo czytanie siebie, to dla mnie męka, bo przecież wie się, pamięta każde słowo. Skończyłam i można drukować. Tym byłam zajęta.

 Teraz o feriach. Nie mam dzieci i zawsze mnie zaskakuje, że nagle, jakiegoś lutowego dnia, Warszawa pustoszeje. Luźne ulice, mało aut, można bez męki zmieniać pasy i dojechać do celu dwa razy szybciej, niż w styczniu i… zaparkować. Uwielbiam ten moment, kiedy zaczyna się normalny ruch. W Warszawie przez ostatni rok przybyło 1.000.000 , milion! aut. Mamy ich teraz więcej niż w dwa razy większym, Berlinie. Ostatnio jest koszmar, gruchoty, kopcące czarnym dymem, pełne młodzieży, drabin i kubłów. To przyjezdni robotnicy remontowi, hulający po mieście. Do tego, brudne najstarsze modele markowych aut, udające nowe, acz nie lśniące. W środku, zuchy powiatowe rozmawiające przez komórki. Dlaczego łapie się kogoś za minimalne przekroczenie prędkości, a nie łapie odurzonych kopconymi papierosami, nieobecnych duchem, rozmówców? Przecież rozmowa przez telefon to dekoncentracja jakby się wypiło duże piwo. Były testy.

Tydzień temu jechałam w centrum i zobaczyłam, że nie widać kilku górnych pięter Pałacu Kultury. Tonęły w szarym dymie. Po chwili zaczęło śmierdzieć i zaczęłam kaszleć. To był smog. Towarzyszył mi do Wilanowa, tam się przedmuchał, ale jeszcze był, bo w Wilanowie, gdzie mieszkam jest najwięcej remontów i  gruchotów, do tego ciężarówki, oraz dźwigi. Doskonałe warunki do oddychania dla niemowląt, które młode mateczki wloką w wielkich wózkach, gadając przez telefon. To osoby, które nie maja radia i Internetu. Rano komunikat, żeby absolutnie nie wychodzić bez ważnego powodu, bo w powietrzu trucizna, a na ulicach dyszą dzidziusie. Matki w identycznych czapkach z pomponem, suną zrezygnowane pomiędzy autami. Mijają je brudne autobusy z zabłoconymi numerami i strasznie upaćkane, właściwie z niewidocznymi szybami- truposze motoryzacyjne. Dlaczego jest taki syf? Tyle lat mieszkam w Warszawie, nigdy smogu nie było. Wszyscy mówią, że był, ale chyba sporo mniejszy, skoro mnie nie dusił fizycznie. Przecież nie palimy kaloszami i butelkami po mineralnej? Nie ma już pieców w centrum. To naprawdę jest problem. Dobrze, że chociaż starsze dzieci się uratują, bo wyjechały na ferie, ja też, do ukochanego Buska moczyć się w siarce. Powietrze jak kryształ i widać słońce.

 

Sałata z orzechami

 

Listki roszponki opłukać i wysuszyć. Ułożyć na półmisku grubą warstwę. Połówki orzechów włoskich namoczyć w miodzie, wyjąć i podpiec na folii przez kilka minut, w średniej temperaturze.

Suszone pomidory wyjąć z oliwy i pokroić w średnie paski. Ułożyć na roszponce, na tym orzechy i posiekaną kolendrę. Polać miodowym winegretem z olejem chilis. Popieprzyć grubym pieprzem. Nakładać ostrożnie, wymieszać na talerzu. 

  

Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane