Jedną z moich ulubionych postaci w powieści „Alicja w krainie czarów” jest biały królik ze złotym kieszonkowym zegarkiem z dewizką (sprawdzić w Necie), który cały czas pędzi, głównie bez celu, mamrocząc i nie widząc niczego dookoła. Zachowuje się jak idiota wykonujący pozorne ruchy i biegnący donikąd w strachu, że się spóźni do królowej a ta utnie mu głowę. To akurat popieram jako osoba punktualna, ale dopiero po doświadczeniach amerykańskich.
Królik jest nieprzytomny ze strachu i od kręcenia się w kółko. Jest elegancki, ma czerwony surdut (sprawdzić) i żabot oraz białe rękawiczki. Wzbudza sympatię i współczucie. Króliki, których chory pęd obserwuję w ostatnich czasach, nie są eleganckie i pędzą nie ze strachu, że się spóźnią do królowej, która utnie im łeb, ale testosteron, adrenalina i hormon przerażenia, że czegoś nie osiągną, czy nie pożrą, czy nie zdążą ukraść sprawia, że są półprzytomne. Pędzące króliki obu płci są wszędzie. Dyszące, spocone, tratują wszystko, właściwie pędząc bez celu i potrzeby. Najgroźniejsze są króliki zmotoryzowane. Zwykle jeżdżą za dużymi, wulgarnymi suwami i muszą wyprzedzić wszystkich. Slalomem i komuś „na ogonie”, migając światłami i prawym pasem, jak lewy zajęty. Oczy szaleńców. Wykrzywione mordki. Kochankowie śmierci.
Moimi ulubionymi są Ci, którzy ładują mi się pod nos w odstęp który trzymam. Lewy pas wolny, a królik przede mnie. Wtedy żałuję, że nie jadę czołgiem. Królik sklepowy dyszy mi w kark w kolejce do kasy Supermarketu. Wierci się, czochra. Opiera o taśmę. Przed nim 2 osoby, a on jakby stał w kolejce po zupę w Gułagu (sprawdzić).
Są jeszcze króliki teatralne, w kolejce do szatni. Wyglądają jak polewani wrzątkiem, ale z nutą erotyzmu, bo kładą się na tyłkach wypiętych odbiorców palt. No i króliki bankietowe. Lub promocyjne. Stoją zaczajone na końcach stołów i podżerają po kryjomu, a kiedy można, to skok, jak Strok. I już oczy żabie i talerz z czubem, czego popadnie i zjadają pędem i powrót. Jednoosobowa sztafeta spożywcza….
Po co ja to piszę? To moja prośba, żeby się aż tak nie spieszyć. Nie dławić, nie powodować wypadków, nie rozjeżdżać kotów na chodniku. Trochę się szanować. Pośpiech jest degradujący. Damy (sprawdzić) i dżentelmeni (sprawdzić) się nie śpieszą. Nie wypada. Kiedyś z Beatą T. doszłyśmy do schodów ruchomych na peron 3 na dworcu Centralnym, gdy właśnie konduktor podnosił chorągiewkę dając znak do odjazdu naszego pociągu. Ja, cap ją za rękę i do biegu się rwę a ona: „Hanusiu my nie biegamy”. Poczekałyśmy godzinę, zmieniłyśmy bilety i na spokojnie wsiadłyśmy do następnego. Nauczyłam się nie pchać i nie spieszyć jeszcze w domu. Był czas, gdy dzieciom nie wolno było biegać po mieszkaniu, ani grać w piłkę, a krzyczeć, to tylko w lesie lub na polu, bo w ogródku nie. Mówiło się, że „Pośpiech wskazany jest przy łapaniu pcheł”, albo że „zdążysz zawsze na swój pogrzeb”. Co prawda, to prawda, a „królików” w rozciągniętych gaciach coraz więcej w ich wulgarnych autach.
Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane