Mateczki

18 września, 2016 Hanna Bakuła Bez kategorii 0 komentarze

 Kupując mieszkanie w miasteczku Wilanów nie myślałam, że za ciężkie pieniądze będę mieszkała na placu zabaw. Nie mam nic przeciwko dzietności, ale ilość mateczek  z wózkami, w których siedzą głównie bliźniaki (wiemy, jak to się może skończyć) jest horrendalna. Strach nie mieć dziecka, albo wnuka . Wózki są z rur i tkanin, głównie szarych i brunatnych. Na bliźniaki są dwa modele. Koło siebie, albo jedno za drugim, a z tyłu gadająca przez komórkę dumna matka Polka, która też występuje w dwóch podstawowych formach, szparaga, albo słoniczki. Ta druga coś zawsze podżera, a pierwsza z miną średniowiecznej męczennicy snuje się po ścieżkach rowerowych i pasach na jezdni, na których zwalnia prawie do zera. Żadna nie jest pogodna, a uśmiecha się wyłącznie widząc identyczną koleżankę, też z wózkiem, może z nią być pies z długą smyczą, przez którą skaczą przechodnie.  Ulica Sarmacka przypomina przedszkole i żłobek na spacerze. Tyle, że wychowawczyń nie widać spod maluchów. Dla osób bezdzietnych i rowerzystów, nawet tych z pełnymi dzieci siodełkami, po prostu nie ma miejsca. Resztki chodników zajęte są przez nieprzewidywalne trzylatki na hulajnogach. Kiedyś, gdy rodzenie dzieci nie było nagradzane finansowo, ale za to przedszkola i szkoły były za darmo, dzieci bawiły się w parkach i  w specjalnie do tego przeznaczonych miejscach. Mamy były wesołe i nie obnosiły ciąż, po prostu, miały dzieci i nie widziały w tym niczego wyjątkowego. Zmieniło się bardzo. Z rozmawiających przez komórkę dziewczyn bije duma  olimpijskich mistrzyń. Coś stworzyło atmosferę promującą demonstrowanie czegoś naturalnego i jest to widok przedziwny. Jakby promować, to że się chodzi i robić z tego wydarzenie. Ciąża nie jest niczym specjalnym. Podobnie rodzą wszystkie ssaki i nie robią z tego spektaklu. Osoby bez wózków, przemykają się zawstydzone swoim brakiem dzietności. Widać mają defekt, albo są a społeczne, a może nie potrzebują 500 zł, choć trudno w to uwierzyć, bo każdemu by się przydało.

Za to mnożą się przykłady pijanych kobiet, które rodzą chore, albo martwe dzieci. Są tak zajęte piciem, zawsze z konkubentami (tatusiowie pewnie siedzą), że nie zauważają, że maluchy nie żyją, albo wożą je po podwórku zakryte, żeby się sąsiedzi nie zorientowali, że zamorzyły je głodem.. Jakieś piekło! Drastyczne to przykłady macierzyństwa, ale kolejne ustawy zmuszające kobiety, które dzieci mieć nie powinny, do rodzenia, zaczynają dawać plony. Prawo jest bezsilne, bo picie w ciąży, nawet powodujące uszkodzenie płodu, nie jest karalne, a aborcja zaraz będzie. W TV pokazuje się jakieś wymizerowane, pijane dziewczynki, które zasłaniają twarz i pociągają piwko. Są w wyraźnej ciąży i nic nie można zrobić. W domach dziecka, którymi opiekuje się moja Fundacja są dzieci nie chciane, bite, głodzone, które znajdują dom, dopiero po decyzji Sądu, który odbiera je pijanym sadystom i mają szansę żyć normalnie. Z jednej strony inwazja pyszałkowatych mateczek, z drugiej ciemnogród, średniowieczne poglądy i zaniedbania. Trzeba skończyć z tym wywijaniem dzietnością, bo to śmieszne, żeby na rodzeniu za pieniądze budować obyczajowość. Z drugiej strony trzeba zezwolić na aborcje, bo inaczej to co się dzieje wśród dzietnych meneli doprowadzi do degradacji genetycznej społeczeństwa. Musi być prawo karzące pijanych rodziców i jakaś kontrola nad wydawaniem moich pieniędzy na piwo dla kobiet, które nawet nie wiedzą, że noszą martwy płód, bo w ogóle w czasie ciąży nie chodzą do lekarza, bez ciąży też. Może by zerknąć, jak te sprawy regulowane są w cywilizowanych krajach, gdzie ludzie mają prawo o decydowaniu o sobie, a Państwo ma kontrolę nad marginesem społecznym.

 

 

 W latach 90, XX wieku, moja cudowna przyjaciółka, śp. Iza Jaruga- Nowacka,

 prof. Zbigniew Izdebski i inne światłe osoby zaprotestowały przeciwko ograniczaniu praw kobiet o decydowaniu o sobie i penaltyzacji aborcji. Od początku walczę o prawa kobiet, jednym z nich jest decydowanie o własnym ciele i życiu. Minęło prawie 20 lat, a nadal „ małe czarne”, mówią nam co możemy, a co nie. Powoli osuwamy się w mroki średniowiecza. Drogie Panie!,  czas zrozumieć, co się dzieje.

 

Jak gotować rosół, przepis babci.

Podstawowe zasady.

  Najpierw, na małym ogniu, przez godzinę  gotujemy mięso, które wkładamy do zimnej !!! wody.  Gdy wrze, zdejmujemy szumowinę, solimy i wkładamy przyprawy: ziele angielskie, pieprz ziarnisty, liść laurowy i pół cebuli, najlepiej opalonej nad gazem, całą marchew, pietruszkę i seler (korzenie), oraz białą część pora. Nie przykrywamy od początku, ogień mały, ale musi pyrkotać. Po 20 minutach, wkładamy duży kawałek kapusty zwykłej, albo włoskiej i gotujemy do czasu kiedy mięso jest zupełnie miękkie. Odcedzamy na sicie. Marchew, kroimy w połówki cienkich plasterków. Reszta jarzyn na sałatkę. Dajemy dużo posiekanej, zielonej pietruszki i zalewamy makaron na talerzach. Można ugotować dużo i zamrozić w foremkach do lodu.

 

 

Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane