Właśnie skasował mi się tekst o moich Świętach z dzieciństwa i nie chce mi się pisać jeszcze raz. Skończyłam na wielkim cukrowym baranie, stojącym na środku stołu, o którego zjedzeniu marzyłam i o tym, że z mamą robiłyśmy z ciasta piękną święconkę, którą malowałyśmy plakatówkami. W sobotę wieczorem zjeżdżała się rodzina i rozpoczynało się ucztowanie oraz picie, rezerwowane wyłącznie dla panów. Panie nie piły wcale, albo kieliszek wermutu z sodową wodą. Po późnym śniadaniu złożonym z samego cholesterolu dorośli siadali do brydża, a dzieci były wyrzucane na podwórko. Potem był obiad z pieczoną kurą i cielęciną, do tego kartofle i buraczki ze skwarkami. (brr!) i potem kawa i ciasta domowe, przepięknie pachnące. Ledwo żywi szliśmy na spacer, a właściwie szłyśmy, bo panowie zostawali. Itd., itp. Katorga gastronomiczna, nawet ja miałam dosyć, choć byłam wszystkożernym potworem. W porównaniu z Wigilią Wielkanoc wydawała mi się bez sensu, bo nie było prezentów i nadal wolę Boże Narodzenie.
Jako osoba zajmująca się tworzeniem, nie mam ani chwili na odpoczynek, a w święta mam wreszcie czas pomalować i popisać, bez stanu zagrożenia, że zamiast tego można by coś załatwić. Od lat uciekam, albo do NY, albo do Sopotu, a nawet do Zakopanego, gdzie piszę i maluję akwarelki w Zaiksie, odwiecznym domu pracy twórczej. Jeżdżę na rowerze, koresponduję i udaję, że mnie nie ma. Nie lubię świąt, żadnych, bo wytrącają mnie z rytmu. Nie marzę, żeby nic nie robić, albo jak niektórzy moi znajomi, o emeryturze, bo wtedy nic nie będą musieli. Ja lubię pracować i nie umiem odpoczywać. To genetyczne. Kiedy jako panna chciałam sobie ot tak posiedzieć i posłuchać płyt, musiałam mieć na kolanach encyklopedię i karteczki do zapisywania, bo tylko to chroniło mnie przed zapędzeniem przez mamę albo babcię do pomocy w domu. Prac domowych nienawidzę i jak myję, to jest jeszcze bardziej brudne. Nie dotyczy to mycia mnie. Znowu jest Wielkanoc i fałszywe nawoływania wilków żeby się owce uspokoiły, przynajmniej do wizyty Papieża. Potem się zobaczy. Wilki na okoliczność prania mózgu naiwnym barankom zakładają owczą skórę spod której wystają im kły i wyliniałe ogony, a wszystko w imię chrześcijańskiego miłosierdzia. Nie oglądałam TV tydzień i poza strasznym zamachem, nic się nie zdarzyło, poza uchwaleniem ustawy antyterrorystycznej, w której zauważyłam, może nie tylko ja, punkt dotyczący zgromadzeń i demonstracji, o ile mogą stanowić zagrożenie terrorystyczne.
Biedny KOD, którego jestem zwolenniczką, już sobie nie podemonstruje, bo ścisłej definicji zagrożenia nie ma, więc każda większa grupa je stanowi, nie mówiąc o 50000 ludzi idących ulicami. Żyłam sobie jak królowa, mijały Wielkanoce, aż tu nagle jestem w środku Orwellowskiego snu, oby to był tylko sen. Wielkanoc spędzam w Sopocie i tamże obchodzę urodziny, z widokiem na Grand Hotel, karmiona śniadaniami do łóżka. Niemniej szanuję tradycje i życzę wszystkim Przyjaciołom, Kolegom , Czytelniczkom i Czytelnikom wesołego Alleluja! Podawanie przepisu na jedzenie, w tej sytuacji wydaje mi się nietaktem.
Drink na trawienie
Zagotować wodę, wlać do dużego kubka i wypić bardzo gorącą. Można dodać miętę, albo saszetkę dziurawca. Należy wypić minimum dwa kubki przez godzinę. Nie herbaty, a wody!