Moja Agnieszka

14 stycznia, 2021 Hanna Bakuła Bez kategorii 0 komentarze

Serial o Agnieszce wzbudza wielkie zainteresowanie, często negatywne i każdy ma coś do powiedzenia, głównie na temat obsady i słusznie. Myślę, że mój tekst o urodzie  Agnieszki przybliży jej postać i wyjaśni, dlaczego ciągnął za nią sznur podkochujących się aktorów, pisarzy, hrabiów i meneli. Kobiety też się w niej kochały. Wykonawczyni głównej roli ma pod każdym względem niewiele wspólnego z prawdziwą Agnieszką.

 

Agnieszki portret malarski

Agnieszka miała piękny kształt głowy i zupełnie niespotykane u dorosłych, małe dziecinne uszy, które też zauważył Jeremi Przybora. Uwagę zwracał, nos prosty, nieduży, wąski jak u greckiej rzeźby, usta idealne, zawsze różowe, a w nich nieskazitelne zęby. Nigdy nie używała szminki, tylko sztyfty nawilżające. Owal twarzy idealny, oczy raczej okrągłe w kolorze wiejskiego nieba. Patrzyła uważnie, często z rozbawieniem dziewczynki. Nie rzucała głową, nie robiła min, nie miętosiła pięknych włosów związanych w leżący na ramieniu koński ogon. Nigdy nie była rozczochrana. Nie wykonywała żadnych gwałtownych ruchów. Kiedy była zamyślona dotykała dłonią ust i pochylała głowę. Z natury była wyciszona.  Miała lekko nosowe brzmienie bardzo miłego głosu. Szyja Agnieszki to też było coś. Idealnie gładka, długa, doskonale dopasowana do głowy i podkreślająca urodę renesansowego dekoltu.

Biust nie mały, ale śliczny- akurat, talia wąska- akurat, biodra- akurat, wzrost średni- akurat. Nogi, poemat. Długie z wąskimi pęcinami i nieskazitelnymi stopami. Tak zwane, toczone uda i łydki. Nigdy ich nie eksponowała. Zawsze nosiła za długie spódnice i nijakie buty na średnim obcasie. Ramiona i ręce greckiej rzeźby. Małe, delikatne, różowe dłonie o wąskich palcach i małych, lśniących paznokciach. Czasami na palcu jakiś mały pierścioneczek. Ulubiony, zrobiony z guzika od węgierskiego, huzarskiego munduru. Nigdy nic złotego. Była piękna, ale ją to nie bardzo interesowało, wolała się jako poetka i bardzo dbała o swoje teksty. Żadnych kompromisów.

 Pozowała mi setki razy do portretów i jako model pomocniczy. Czyli do moich rąk, które miałam zajęte przy rysowaniu. Trzymała kieliszek, czy kwiat, jako ja. Wszystkie ręce na moich autoportretach są jej. Albo siedziała w bardzo ciemnych okularach, które rysowałam na swoim nosie, czy też trzymała bose, niby moje stopy na kanapie, a ja w tym czasie stałam w butach i rysowałam. Cały czas rozmawiałyśmy bardzo spokojnie, a nigdy o niczym. Pisała teksty o moich obrazach, a ja ilustrowałam jej piosenki i katalogi do jej sztuk, do których projektowałam plakaty. To się nazywa przyjaźń artystyczna i jest nieporównywalne z żadną inną. Przyjaźniłyśmy się bardzo aktywnie przez 17 lat. Napisałyśmy do siebie kilkaset listów, które wydałam w książce „Ostatni bal- listy do Agnieszki Osieckiej”. Zrobiłam dziesiątki jej portretów, ilustrowałam jej piosenki, pisałyśmy razem wierszyki, ale przede wszystkim rozumiałyśmy się i podziwiałyśmy jako artystki. Nigdy nie prowadziłyśmy babskich rozmów, zawsze była nuta czegoś twórczego i zawsze kilogramy żywego poczucia humoru, którego śladu nie ma w serialu.

Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane