Malowanie nie jest trudne, po prostu nie trzeba się bać białej kartki, pędzelka i farb. Co roku przekonują się o tym dzieci z Domów Dziecka, dla których organizuję od piętnastu lat plenery malarskie, które prowadzę. Niektóre z nich, już są dorosłe i mają inne rzeczy na głowie, ale w tym roku miałam grupę z którą pracuję już 8 lat i co roku razem malujemy. Kiedy zaczynaliśmy, były to małe 6 letnie dziewczynki i 7-8 letni chłopcy. Po pierwsze nie wiedzieli co to malowanie, nigdy nie widzieli farb i dobrych pędzelków, niektóre w ogóle nie miały lekcji rysunków w przedszkolu i szkole. Zaniedbywanie wychowania plastycznego i muzycznego, doprowadzi do katastrofy. Już jest bardzo niedobrze, sama nie dam rady zbawić Narodu w tej materii.
W tym roku plener był w Borkowie koło Kielc, w gierkowskim, egzotycznym estetycznie, ośrodku, ale warunki do malowania były doskonałe. Mieliśmy do dyspozycji park linowy
i dużą salę konferencyjną z porządnymi, stabilnymi stołami, oraz oknami na cała ścianę. Dzieci bardzo lubią malować, choć zawsze kilku nowych uczestników strzela fochy i nie chce. Tym się nie przejmujemy i za 10 minut buntownicy, zostawieni sobie, siadają do pracy.
Ponieważ większość grupy ma doświadczenia, to nowi podglądają i mija lęk przed pierwszym pociągnięciem pędzla. Żeby było łatwiej, zaczynamy od zamalowywania całej kartki akwarelowymi paskami poszczególnych kolorów. W pionie, poziomie, lub na skos, jak kto chce. Grubość pasków, wedle uznania. Po sposobie komponowania i tempa pracy, można się zorientować, jaki artysta ma temperament i potencjał. Jeszcze się nie pomyliłam. Po paskach, skok na głęboką wodę, portret osoby naprzeciwko. Znowu fochy, nie ma sprawy, mówię na czym polega podobieństwo, oraz że ja zaczynam swoje portrety od prawego oka i za chwilę robią to wszyscy. Sukces. Tłumaczę, że szyja nie wychodzi z podbródka, tylko
w okolicach uszu, a twarz, to nie ekran telewizora. Sporo dzieci prosi o nowy papier. Dostają i idzie im dużo lepiej. Jest taki moment kompletnej ciszy, wszyscy patrzą na swoje modele naprzeciwko i malują jak zawodowcy. Grama wątpliwości. Dzieci lubią malować włosy. Na portretach to dominujący element, konkurencja dla oczu. Oczy, „jak żywe”, idealnie pokazują charakter portretowanej osoby, ale i artysty. Chodzę i pokazuję najważniejsze błędy. Nikt się nie obraża, ogromne skupienie i zadowolenie. Mija godzina, nikt nie chce przerwy, pracujemy dalej, a rezultaty fantastyczne. Zamiast jednej, prace trwają dwie godziny, na wyraźne życzenie artystów. Potem moment na sprzątanie po sobie i druga część pracy artystycznej. Nie ma przebacz. To samo co dzieci robi pani Ewa, wychowawczyni , z niezłym skutkiem.
Po zajęciach ruchowych prowadzonych przez moją przyjaciółkę Basię, czyli przygotowywaniu rewii kostiumów papierowych, dzieci mają wolne i… idą się położyć!!??
Do głowy by mi nie przyszło, więc idę na grzyby. Towarzyszy mi tylko jeden chłopiec. Nikogo grzyby nie interesują, bo tylko ja wychowałam się koło lasu. Po pół godzinie mam czubatą reklamówkę koźlaków i maślaków. Nie robaczywe! Obieramy z przyjaciółką, która grzyby ma w nosie. Na kolację grzyby duszone z kaszą dla wszystkich i dodatkowo 4 słoiki marynowanych. Zdarza się, że zbieram jadąc lasem na rowerze, bo widzę grzyba już z kilku metrów. Przebijał mnie w tym Andrzej Kopiczyński, słynny „40 latek”, który był geniuszem w tej materii. Na plenerach odpoczywam i uczę się dzieci. Te z Domów są grzeczniejsze i mam z nimi lepszy kontakt, niż z dziećmi i wnukami moich znajomych, które po prostu mają za dużo wszystkiego.
My w Warszawie też mamy za dużo furgonetek policyjnych, jeżdżących w kółko i blokujących ulice w okolicach stołeczka- mównicy naszego wodza suwerenów. Wygląda to gorzej niż w stanie wojennym. Dosłownie jedna za drugą, jadą setki suk i ja za to płacę. Wstyd jak cholera. Czy długo jeszcze, będziemy się dawali kopać w tyłek byle komu?
Grzyby marynowane
Niewielkie grzyby, tego samego rodzaju, obrać, wypłukać i gotować 30 minut w osolonej wodzie. Odcedzić na sitku i powkładać do słoików, niezbyt ciasno.
Marynata: 2 części wody i 1 część zwykłego octu gotować pół godziny z liściem laurowym, zielem angielskim, kilkoma plasterkami cebuli, pieprzem ziarnistym i ziarnkami gorczycy. Dodać trochę soli.
Marynatą zalać grzyby w słoikach i natychmiast je zakręcić. Najlepsze są małe prawdziwki
i podgrzybki, ja lubią maślaki, gąski i kurki. Można marynować obrane korzonki, są dobre do sałatek.
Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane