Ania Szałapak

24 października, 2017 Hanna Bakuła Bez kategorii 0 komentarze

Ania była, tak jak ja, przyjaciółką Agnieszki Osieckiej, ale poznałam ją wcześniej w Piwnicy pod Baranami, przez Piotra Skrzyneckiego. Pomimo skrajnie innej aparycji i sposobu bycia, ogromnie się polubiłyśmy od pierwszej chwili i często wpadałam do jej ślicznego mieszkania na Starym Mieście w Krakowie, którego była symbolem, jak wszystkie osoby związane z Piwnicą pod Baranami. W jej przedpokoju, na wieszakach wisiały białe okrycia, płaszcze, kurtki, swetry i marynarki.  Nad nimi unosiły się białe kapelusze, o różnych rondach, przybraniach, woalach i wstążkach. Ania miała twarz kapeluszową, o ile kapelusz był biały, a innych nie uznawała. Była biała, lub ecru, czyli masłowo- kremowa. Zawsze coś za nią powiewało i wirowało, gdy się obracała. Miałyśmy dwie kluczowe rozmowy- niespodzianki. Jedna, kiedy Ania u siebie w domu w wieczór zimowy, przy wtórze wiśniówki, pokazywała mi swoje zdjęcia, których, jak to gwiazda, miała pełno. Jedno z nich przedstawiało mega laskę w białym kombinezonie , czapce i goglach. Kiedy zapytałam kto to, odparła, że ona, bo jest narciarką pasjonatką. Znałam ją 20 lat i mogłam się z każdym założyć, że najcięższym sportem jaki uprawia, jest wchodzenie do domu po schodach. Była tak efemeryczna oraz wiotka psychicznie i fizycznie, że wiadomość o narciarstwie mnie powaliła. To zdjęcie Ania mi podarowała z dedykacją i teraz będzie stało w ramce i każdy będzie pytał kim jest ten demon sportów zimowych.

Druga rozmowa odbyła się w pociągu relacji Kraków- Warszawa, 1 klasa, pustawy wagon z przedziałami. Kupiłyśmy razem bilety i sobie jedziemy. Jakoś zeszło na Agnieszkę Osiecką, która zmarła kilka lat przedtem. Ania opowiada jakąś historyjkę o Agnieszce, podaje fakty, a ja w życiu o tym nie słyszałam, potem ja historyjkę, o czymś bardzo istotnym, Ania mówi, że nigdy o tym z Agnieszką nie rozmawiała. Przez ponad 3 godziny jazdy, wyciągałyśmy, każda swoje fakty z przyjaźni z Agnieszką i nic absolutnie się nie pokrywało, bo była demonem wzajemnej  separacji przyjaciół.  Po 17 latach naszego codziennego pisania listów, zaskakująco mało o niej wiedziałam, zabawne, że Ania miała to samo, choć śpiewała Jej piosenki.  Całą drogę uzupełniałyśmy swoją wiedzę, serdecznie się śmiejąc z naszej naiwności. Ania była śmieszką i cała lśniła, kiedy trafiał się dobry żarcik, a nam zdarzał się bardzo często. Nasze spotkania nie były obowiązkowe, będąc w Krakowie, wpadałam, albo nie. To niczego nie zmieniało, ale regułą było wspólne oglądanie wystawy szopek krakowskich w muzeum, w którym pracowała. Była doktorem etnografii.  Miała podłużną szczupłą twarz ze sporym nosem, ale i ustami, które śpiewając starała się opanować, bo były bardzo ruchliwe, czasem jakby oddzielne od reszty twarzy. Jej wielkim atutem były długie, niezwykle zadbane włosy, złotawy blond. Pięknie prezentowały się na scenie, miękko spływały spod kapelusza i połyskiwały w słońcu, gdy szłyśmy po krakowskim Rynku. Ania była zjawiskiem przyrody, trochę rusałką, trochę poetessą, ale przede wszystkim bardzo utalentowaną kobietą, pozbieraną i solidną.

Spóźniłam się na jej pogrzeb z powodów komunikacyjnych i nie mogę się z nią rozstać, ale kto powiedział, że muszę. Moi bliscy nie umierają, nie odchodzą. Są w miejscach, w których byli i mogę sobie ich wyobrazić w każdym z nich. Nie jest dobrze. W odstępie miesiąca, tracę dwójkę bardzo bliskich przyjaciół. Na szczęście wierzę  w życie pozagrobowe, a poza tym, tak jestem wygarbowana umieraniem najbliższych mi osób, że nawet nie mogę po nich płakać, ale podobno to się zdarza.

 

Tym razem bez przepisu. Tak lepiej.

Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane