Tak mawiała jedna z moich ciotek, każąc mi skakać na skakance i pływać w zimnym, burym Bałtyku w przeciwieństwie do modrego Dunaju. Byłam tłuściutką dziewczynką, która żyła po to żeby jeść, no i gadać. W moim domu wszyscy byli bardzo szczupli a ja jak okręt flagowy reprezentowałam rodzinny dobrobyt. Jeździłam z nimi na rowerze i chętnie grałam w piłkę, ale to przegrywało z dużą czekoladą dziennie i pół kilogramem Krówek. Ciocia Marianka była lekarką – okulistką, niezrozumiałą w tamtych czasach, gdy medycyna holistyczna raczkowała, czyli świadomość, że wszystko w organizmie jest połączone i jak boli nas noga, to może coś złego dzieje się w szyjnym kręgosłupie istniała śladowo, a jak już, to we wschodnich rejonach świata. Ciocia jedyna w naszym klanie używała słowa niezdrowe i to wyłącznie do rzeczy przepysznych. Twierdziła, że dzieci powinny być szczupłe i NIE JEŚĆ SŁODYCZY, ORAZ NIE PIĆ ORANŻADY. Wolała pieczoną cielęcinę od cudownego schabu, piła wrzątek, nie jadła tortów z bitą śmietaną, nie jadła kartofli tylko ryż i grała w ping ponga. Nawet tatusiowi było z nią trudno wygrać. Była stara, po trzydziestce. Jej mąż wujek Henryk co dzień pływał przed pracą godzinę. Był wojskowym lekarzem położnikiem i uwielbiał niemowlaki, jako jedyny w naszej rodzinie. Teraz jem zdrowo, jestem soft – wegetarianką, bo jem indyka, perliczkę i ryby. Nie jem serów pleśniowych, masła i śmietany. Ale uwielbiam ciemne pieczywo, ryż i mleko, tylko kozie. Piję białe wina musujące i dużo kawy. Niestety, moje ulubione czereśnie i morele oraz arbuz mają multum cukru. Szkoda, ale nie szkodzi! Gimnastykuję się tylko w basenach i to uwielbiam. Pękła mi łąkotka, więc odpadł codzienny rower. Staram się i dobrze czuję bez różnych trucizn, ale od 20 lat jeżdżę dwa razy do roku na intensywną rehabilitację, wzbudzając wesołość w moich zgarbionych i brzuchatych, z piłeczkami z przodu, rówieśnikach, uważających profilaktyczne ćwiczenia za stratę czasu. Koleżanki są mądrzejsze i tylko część ma oponkę, acz znam mega wiekowe laski szczupłe i prościutkie jak trzcinka. Jestem jak co roku w Busku Zdroju, gdzie rozprawiam się z łąkotką i resztą problemów które mają wszyscy siedzący godzinami przed komputerem. Ćwiczę w basenie godzinę dziennie, mam okłady borowinowe, kąpiele siarkowe, rezonans magnetyczny, miejscową krio terapię i terapie manualną w postaci uroczego rehabilitanta, który mi wykręca nogi. Busko jest dla osób starszych, bo młody i to bardzo, jest tylko personel w sanatoriach i restauracjach. No i nie ma dzieci, a jak są, to dzień lub dwa, bo wariują z nudów. Bardzo polecam tutejsze Sanatorium Słowacki, gdzie bardzo jest miło i profesjonalnie i Bristol – Art and Spa.
6 sierpnia 2021 o 18.30, zapraszam do Bristolu na moje spotkanie autorskie. Będzie można kupić moje książki oraz jedwabne chustki i szale produkowane przez Milanówek. Moja internetowa galeriahannybakuly.pl jest czynna w wakacje.
Zapraszam.
Poza wszystkim, Busko jest cudne, a szczególnie Park Zdrojowy i największa na świecie(!!!) wybudowana ostatnio tężnia, wyglądająca, jak budowla z kolebki naszej cywilizacji, Babilonu .
Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane