Warsaw by night

24 listopada, 2021 Hanna Bakuła Bez kategorii 0 komentarze

Czyli Warszawa nocą. W piątek byłam na urodzinach mojej ulubionej koleżanki. Biesiadowaliśmy w jej galerii na ulicy Mazowieckiej. Przez ogromne okna wystawowe widzieliśmy tłumek na ulicy. Bardzo przypominało to mrowisko z polanymi wodą mrówkami. Ubrani na czarno młodzi, wysocy brodacze, wśród nich ledwo zipiące panny w wieku licealnym na bardzo wysokich obcasach i chudych nóżkach, zziajane dotrzymywały kroku. Takie watahy w obie strony. Machali nam wesoło a my im odmachiwaliśmy. Połączenie pokoleń, bo moi gospodarze byli staruszkami koło pięćdziesiątki. Czyli dla mnie młodzi, a dla „mrówek”, za starzy. Koło godz. 22 tłum zgęstniał, ale nadal latał w kółko. Całą ulicę zajmowały taksówki do których nagle wskakiwała jakaś para i odjeżdżała do innych klubów clubbingować. Wiał okropny wicher, padało a oni pędem w obie strony, szczęśliwi jak ja kiedyś. Różnica była taka, że do naszej dyspozycji były bary mleczne i dwa kluby studenckie z cudownymi zespołami „na żywo”, oraz o taksówkach nie było mowy, bo woziły Arabów z pannami. Przemieszczanie było utrudnione, więc siedzieliśmy w jednym miejscu piliśmy tanie, czerwone wina, bo innych nie było. Tu chciałam podziękować mojej wątrobie.

Wychodziłam koło północy, mijając efektownie naćpanych młodzieńców i wmieszanych w nich moich rówieśników typy dziadzia-dzidzia, którzy udawali, że są studentami, łypiąc co by się dało wyrwać.

Bardzo łatwo i miło szło mi się w tym  przemokniętym tłumku z kolegą staruszkiem, po czterdziestce, który odprowadzał mnie do auta, bo nienawidzę taksówek z obcymi zapachami. Na to żadna maska nie pomoże. Otucha wstąpiła we mnie, a wczoraj się potwierdziła na Nowym Świecie,  bo o 22 tłumy. Trochę inne, chyba przyjezdne i mniej, sądząc ze strojów, zamożne i młodsze, też biegające w kółko, jakby czegoś szukali. Może tak spacerują dla zdrowia? Nie widziałam żadnej awantury i nie słyszałam ryków. Wniosek stąd, że mamy dwa gatunki młodzieży. Chcącą się napalić i napić frakcję europejską i wspominaną przeze mnie grupę „płonące jaja”, marzącą, żeby odpalać petardy, ryczeć i się bić, wspieraną przez nasz rząd. Tak czy siak, młoda Warszawa, nawet w listopadzie, chce się bawić. Zawsze tak jest, gdy nie wiadomo co się wydarzy, a nie wiadomo. Mam nadzieję, że wkrótce do barów i knajp, będą mogli wejść tylko zaszczepieni, a na marsze, też. Nadzieja matką głupich, jak mówi prastare przysłowie.  

 

 

Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane