Szwedzi są oszczędnym, protestanckim narodem i nie sądzę, żeby „szwedzki stół” był ich pomysłem. Jest to najgłupszy, najmniej ekologiczny sposób na jedzenie i to pod każdym względem. Chyba, że patrzymy pod kątem posiadaczy ciąż spożywczych, czyli ludzi przełyków. Dużo podróżuję i stoły szwedzkie są już chyba wszędzie. Tylko włoskie, hiszpańskie i francuskie śniadania mają wyłącznie elementy śniadaniowe, reszta świata oszalała. W Szanghaju w luksusowym hotelu podawano o 6 rano kiełbaski na gorąco i puree z kartofli, fasolę w sosie i skawaloną jajecznicę z boczkiem. Dania chińskie czekały w kącie i tylko my je jedliśmy. Dziś w nastrojowym hotelu Dwór Oliwski zjadłam na śniadanie dwa razy więcej niż powinnam z powodu szwedzkiego stołu. Natomiast inni goście zjedli 20 razy więcej niż mieści się nawet w brzuchu grubasa. Gargantua, potwór z literatury francuskiej, nie nażarta bestia by pękł. Nie wyliczę wszystkiego co można zjeść we Dworze, bo śniadania w tym hotelu słyną z ilości dań, ale staram się nie patrzeć na te ogromne talerze, na których leżą, tu podaje zawartość pierwszego talerza jednej z kilku niskich, brzydkonogich grubasek: 2 buły, 3 pajdy chleba ciemnego, domowego, jajecznica z plastrami smażonego boczku, pół kilo wędlin, pieczarki, kukurydza, szalotki, korniszony, 3 parówki, fasola w sosie pomidorowym i kilka kosteczek masła. Resztę zapomniałam, ale Piggy, siedziała obok i jadła z głową przytuloną do talerza, wrzucając jedzenie jak palacz łopatą w kotłowni, bez sekundy przerwy. Przypominało to również szybkie wiosłowanie kajakiem na Drwęcy. Talerz deserowy był równie fajnie skomponowany. Kila naleśników z serem i sosem, pół kilo krojonych ananasów, tyle samo melonów, 2 gofry z czekoladą i kilka kawałków ciasta pieczonego co dzień we Dworze. Do tego miseczka z brzoskwiniami i gruszkami w syropie, winogrona i sery pleśniwe, co świadczy o tym, że grubaski są bywałe w świecie. Niewątpliwie, wszystkie miały chorobę Hashimoto, objawiającą się tyciem bez jedzenia. Czyli, perpetum mobile istnieje. Szkoda, że nie w głodującej Afryce.
Nie jestem chuda, ani nawet szczupła, to się nazywa akurat, ale gdybym żywiła się w hotelach ze szwedzkimi stołami, to bym była grubasem, bo akces do tony pysznego jedzenia jest niebezpieczny. W domu jem na śniadanie, o ile w ogóle rano jem, plasterek chudego sera z miodem, płatki owsiane z żurawiną, jagodami i mlekiem bez laktozy, czasem do tego kawałek ciemnego chleba. Wszystko w minimalnych ilościach, Ale potrafię zjeść dokładnie to samo o 1 w nocy. Dlatego nie jestem chuda. Wracając do szwedzkiego stołu. Tłum innych, ewidentnie chorych na tarczycę grubasów, również z Litwy i Niemiec, bo Ukraińcy są po drugiej stronie Stołu, dokładał po kilka razy z minami Konkwistadorów, którzy złapali peruwiańską kurę na obiad. Tryumf i radość. Nie umrzemy z głodu! Wszyscy czerwoni, spaleni słońcem, jakby byli pomalowani minią (to czerwony, antykorozyjny podkład do metali). Skąpe stroje i obcisłe podkoszulki idealnie podkreślały zrelaksowane piękno ich ciał, na które składało się kilka elementów. Brzucho, kark, tyłek jak u słonia, łydy, tłuste ramiona i bawole wole. Dzieci grubasów tak samo grube. Tylko wnuczkożonki w okolicach 60 kilo wagi. Reszta 80-100. Jak już wspomniałam, na pewno nie rozsądni, skąpi Szwedzi, przynoszący własne butelki z wódką na rodzinne uroczystości wymyślili szwedzki stół, tę maszynę do marnowania zdrowia i jedzenia. Każdy zostawia połowę, bo zmienia zdanie i bierze coś innego. Wszystkie talerze z resztkami. Jako dziecko dużo podróżowałam po licznych pensjonatach i domach wczasowych. Podobało mi się, że każdy dostawał swoją porcję z pyszną bułką, masłem wytłoczonym w specjalny krążek ze wzorkiem, serem, wędliną, jajkiem sadzonym, lub jajecznicą ze szczypiorkiem, kwaszonym domowo ogórkiem i coś słodkiego. Do dziś ten zwyczaj sprawdza się w Domach Pracy Twórczej Zaiks. Śniadanie do łóżka, z twarożkiem, rzodkiewkami pieczywem i jajkiem, na obiad waza z zupą, a drugie danie na półmiskach, dla każdego oddzielny. Nie ma rozbabranych sałatek, nie ma nie dojedzonych dań i mieszania kiełbasy z arbuzem. Dlaczego powstał szwedzki stół, nie ekologiczny sposób na obżeranie się bez umiaru? Chyba nie jest taniej wyrzucać jedzenie, niż je porcjować? Przy Stole też uwijają się kelnerzy. Mogli by przynosić porcje na talerzach. Muszę zapytać Dyrektor Dworu Oliwskiego, czy jest to gorsze niż wyrzucanie kilogramów jedzenia? A może by amerykańskim zwyczajem podawać kalorie przy każdym daniu? Absolutnie by pomogło! Ostatnio w NYC poszłam z kolegą do Starbucksu na kawę. Już bym zamówiła Cappuccino i croissanta, a tu na tablicy napisane, że to 650 i 300 kalorii. Wzięłam herbatę zieloną, 0 kalorii.
Bezmyślnym i szkodliwym szwedzkim stołom mówimy NIE! Jeszcze chwila i zaczniemy pękać i zamiast chudnąć na wakacjach staniemy się sapiącymi, ledwo łażącymi hipopotamami.
Rosół z kaczki z pęczakiem
Pierś z kaczki bez skóry gotujemy godzinę, z przyprawami i kawałkiem imbiru. Dodajemy włoszczyznę i gotujemy jeszcze godzinę, ale połowę marchwi wyjmujemy po pół godzinie i kroimy w grubsze plastry. Kaczkę studzimy i kroimy w plasterki, wkładamy razem z marchwią do bulionu, dodajemy oddzielnie ugotowany pęczak i drobno posiekaną natkę pietruszki. Ten rosół, jak każdy, musi być bardzo gorący.
Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane