Nie wiem kto wynalazł strefę ciszy w pociągach Pendolino, ale jestem jego dozgonną wielbicielką. Siedzi sobie człowiek w wagonie 7, cisza jak makiem zasiał. Żadnych telefonów i rozmów, najwyżej króciutko i szeptem. Można spokojnie pracować na komputerze, lub sobie czytać kilka godzin. Sami dorośli. Kiedyś gadatliwe były małe dzieci, bo wreszcie mogły się komunikować, więc stawały się katarynkami. Na mnie w domu mówili Kaczor
( sorry!), z racji werbalnego podobieństwa, do wtedy bardzo modnego, Kaczora Donalda. Kłapałam dziobem bez przerwy i byłam pyskata. Tak to się wtedy nazywało i trochę zostało mi do teraz, ale mówię tylko wtedy, kiedy mam coś do powiedzenia. I tu leży kanarek pogrzebany.
Z wiekiem dziecinniejemy i zaczynamy być strasznie gadatliwi. Starsze panie godzinami nudzą wybierając młodą kapustę, przy okazji opowiadając historię siostrzenicy, która ma Hashimoto i sąsiadki chorej na wole. Ekspedientka więdnie jak nie podlana bazylia, a babcia- werbalny oprawca, wychodzi zapominając kapusty i portmonetki . Mój starszy kolega, jak jest cicho i nie ma nic do powiedzenia zaczyna szeptem śpiewać stare przeboje i nie interesuje go, czy ktoś słucha. Po prostu ma logoreę. Wiele osób mówi, o tym co właśnie robi. Np.” O, teraz wezmę sobie troszeczkę tej pysznej zupki, a potem może jeszcze sałatki i sobie zjem”. Co mówi, to robi. Jesteśmy zbyt gadatliwi. Strach spotykać znajomych. W sekundę znamy ich problemy sprzed 20 lat, musimy obejrzeć zdjęcia nader banalnej wnusi i kwiatka sfotografowanego w ogródku cioci Kamilki. Mam czasem wrażenie, że jestem oblepiona cudzymi sprawami. Tu nadmieniam, że o swoich prawie nigdy nie mówię. Po pierwsze małe szanse żeby się wciąć, po drugie i tak rozmówcy nie słuchają tylko mlą jęzorami. Opisuję sytuacje bezalkoholowe, bo przy klasycznej biesiadzie jest sto razy gorzej. Wszyscy gadają jak przedszkolaki i wszystko im jedno o czym. Jesteśmy coraz bardziej samotni, bo nikt nas nie chce słuchać. Dlatego gadamy bez potrzeby w sklepach i przez telefon. Nie dajemy sobie sekundy czasu na refleksje. Przypomina to toczący się krzew w filmach kowbojskich.
A może by wymyślić strefy ciszy na przyjęciach. Taki kącik na 20 osób, którym pęka głowa od cudzego gadania. Wchodzimy, a tam słodka cisza. Wszyscy sączą drinki i nikt nie czuje się zobligowany do gadania głupot. Po 30 minutach wychodzimy wypoczęci psychicznie z nowymi siłami. Ostatnio rozmawiałam z wieloma osobami, które wolą pociąg, niż samochód i wszyscy jeżdżą wagonem numer 7.
Botwinka Basi
Kartofle, najlepiej młode, kroimy w talarki, podsmażamy i wrzucamy do bulionu z posiekanymi, przedtem też podsmażonymi łodygami buraczków i małymi pokrojonymi buraczkami. Wkładamy całe obrane buraki dla koloru. Gotujemy. Po ugotowaniu, wyjmujemy. Wciskamy sok z cytryny i dodajemy roztrzepaną śmietanę 30% . Można dodać jajka na twardo lub w koszulkach. Ja nie dodaję.
Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane