Nasze szaleństwo przedświąteczne polega na kupowaniu rzeczy niekoniecznych, w tym prezentów. Na świecie każdy dostaje 25 grudnia jeden prezent i to symboliczny, który Mikołaj wchodzący przez komin wkłada do wielkich, czerwonych skarpet, dzieci mają w nich więcej niespodzianek, ale zwykle są to drobiazgi. Co roku to samo, wszyscy do ostatniej chwili są w amoku, bo lista kandydatów do obdarowania bywa stanowczo za długa. Ja, jak już kiedyś pisałam, kupuję prezenty przez cały rok i chowam w pudle, a przed świętami tylko wyjmuję i wkładam do torebek, bo sklepy przypominają mi opowieści babci o tym, jak się robiło zapasy przed wojną w 1939 roku. Tłumy szczęśliwych zdobywców w kolejkach, a inwazja kiczu jest co roku większa. Chińczycy górą. W tym roku pojawiły się gadżety religijne dla dzieci. Właśnie dowiedziałam się o przytulankach dostępnych w Internecie. Są to wykonane z miękkiej bawełny pluszaki: Pan Jezus, św. Maksymilian Kolbe w pasiaku i gustownej czapeczce, oraz Nasz Papież w białych szatach. Mają koło 30 cm. wysokości, są mięciutkie i doskonale nadają się nawet dla niemowląt, bo można je bezpiecznie pogryzać, o czym informuje atest. Od znajomego, żebym miała jako pierwsza, dostałam wczoraj pana Jesusa, bardzo podobnego do Czesława Niemena. Jest w klapkach, ma włosy z wełny i błękitne oczy. Na szacie przewiązanej sznurem po lewej stronie widnieje czerwone, płonące serduszko. Sprawdziłam, można się wygodnie przytulić, wzbudzając uczucie religijnego podziwu wśród przyjaciół. Wszyscy chcą mieć przede wszystkim Jezusa, choć Maksymilian bardziej kolorowy. Jeszcze nie podgryzałam, bo skoro można, to czemu nie. Nie wiem, czy słusznym jest bawienie się świętymi i rzucanie ich na podłogę, albo upychanie w pudle, ale producenci twierdzą, że te zabawki mogą stać się zalążkiem religijności u maluchów w naszym zepsutym przez PO kraju. Dla pań domu idealnym prezentem jest „Książka kucharska matki Boskiej”, bogato ilustrowana zdjęciami betlejemskich potraw, w tym boskiego devolaja. To absolutny hit wydawniczy. Można ją kupić w niektórych urzędach pocztowych, które od dwóch lat przejęły rolę sklepów z dewocjonaliami. Jest to zrozumiałe, bo czynsze drogie, a poczty zwykle spore i mają półeczki, na których stoją nagrobne znicze, aniołki z plastiku, wiszą lampki choinkowe i różańce. Poczta jest instytucją państwową, więc podlega Konkordatowi. Dwa w jednym. Kolejki zwykle długie, to można sobie na spokojnie wybrać gadżet, ale i kupić parę religijnych bestsellerów dla dzieci i dorosłych. Należy również wspomnieć o kalendarzach z naszym Papieżem, ale i z kościołami, oraz modlącymi się aniołkami. Dla niepoznaki są też kalendarze kulinarne, ale zdjęcia potraw są specjalnie oświetlone niebiańskim światłem, autorstwa zdolnej zakonnicy, hakerki graficznej. Piszę to dlatego, że jest jeszcze sporo czasu i pomimo pocztowej koniunktury czyli kolejek, zawsze znajdzie się coś ładnego. Ja jako dziecko zobaczyłam na wystawie w sklepie z dewocjonaliami na Rutkowskiego, teraz Chmielnej, naturalnej wielkości gipsową figurę św. Antoniego z Jezuskiem. Nie chciałam odejść, zaczęłam ryczeć -Chcę lalę! zebrał się tłumek, babcia purpurowa ze wstydu, bo się położyłam na chodniku, weszła i kupiła mi św. Antoniego małej wysokości, ale to mnie uspokoiło i nawet dość długo się nim bawiłam w wojsko. Jest to idealne nawiązanie do opisanych przeze mnie przytulanek. Kroi się morze możliwości w sprawie rozwijających duchowość zabawek dla dzieci. Oczywiście należy ocenzurować wizerunki świętych, bo chyba powinni być w większości pochodzenia polskiego. Jako przytulanka, odpada święty Sebastian, bo może poranić dziecinę strzałami,
Św. Jerzy z włócznią wykluczony, a i smok ma zębiska, święty Wawrzyniec na ruszcie – niebezpieczny, św. Łucja z oczami na tacy – nieporęczna, chyba, że taca z pluszu. Nie mogę się doczekać następnych propozycji. Bezpieczny wydaje mi się Duch Święty, bo to miękka gołębica, Bóg Ojciec i święta Faustyna. Ale chyba już czas na zgodne z duchem czasu klocki Lego – „Licheń”, albo nasza duma – posąg najwyższego Chrystusa. Nie nalegam na wielkość naturalną, ale nigdy poniżej 2 metrów. Idealny na działkę. I kto powiedział, że artyści nie mają zmysłu biznesowego? Przepis jutro, ale warto poczekać.
Śledź w sosie musztardowym
Filety Matjasa namoczyć w mleku na 12 godzin. Opłukać, pokroić w dzwonka i dokładnie osuszyć. Ułożyć w salaterce, zalać olejem na kilka godzin. Żółtka jajek na twardo utrzeć z łagodną musztardą, bez ziarenek, dodać sól i pieprz, posiekaną drobno cebulę i natkę, kilka łyżek oleju, oraz trochę octu winnego. Starannie utrzeć drewnianą łyżką, żeby sos był puszysty. Śledzie ułożyć na półmisku, zalać sosem i przybrać siekanymi białkami jajek.
Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane