Ośli pęd.

10 czerwca, 2019 Hanna Bakuła Bez kategorii 0 komentarze

Mamy tendencję do natychmiastowego, histerycznego, acz zaściankowego, podążania za nowinkami w modzie. Nazwałabym to oślim pędem, bo owczy to za mało. Najpierw prawie wszystkie znajome zmieniły się w pokąsane przez osy glonojady, potem dostały polików jak świnka Piggi, że niby wtedy stary buziak wygląda jak u pyzy na polskich dróżkach, z książeczki dla dzieci. W czasie masakrowania twarzy stały się modne długie włosy z przedziałkiem z przodu, jakie miała dziewica- Danuśka z filmu Krzyżacy. I nagle stada dziewic 50 i 60 + zaludniły modne przyjęcia. Istnieje niepisana zasada, że krótkie włosy odmładzają i że po 40+ niezbyt elegancko jest mieć włosy dłuższe niż do ramion. Szczerze mówiąc, ogólnie nie jest elegancko, więc nie ma się co czepiać długowłosych babć, gdyby nie to, że zaczęły chodzić w kwiecistych koszulach nocnych do ziemi. Miałam taką jako dziecko- kwiat na studiach na ASP, przywiozłam z Holandii, gdzie nosiło się ją będąc koniecznie na bosaka, albo w rzemykowych sandałkach, a głowę przepasywało(??) na indiańską modę. Miałam 20 lat i byłam z siebie bardzo zadowolona, jak każdy młody głuptas a matka roniła łzy.

Moda ta przyszła ze słonecznej, palmowej Kalifornii i dość dziwnie wyglądała w Warszawie czasów Gierka, więc kiedy powiewając falbanami wsiadałam do tramwaju, wszyscy na mnie patrzyli. O to mi chodziło. Długie suknie są niewygodne, nie nadają się dla miejskiej kobiety a najmniej dla starszej pani, choćby nie wiem jak była nastrzyknięta. Falbaniaste, świetne na garden Party w Monaco koszuliny, nie są sexy i wyglądają jak jedwabne, nocne koszule mojej babci, które żony oficerów wyzwoleńczej Armii Radzieckiej nosiły jako suknie balowe. Dla równowagi ich mężowie, generałowie, nosili po kilka zabranych panom zegarków. Ostatnio, na przyjęciu u mojej koleżanki byłam małym wyjątkiem w stadzie falbaniastych Cyganek (Romek, nie chodzi o imię) w średnim wieku na szczudłach.

 Z niewiadomych powodów suknie były bure, z przewagą wojskowej zieleni, która postarza i zabiera róż z karnacji. Czemu ludzi, a przynajmniej kobiet, nie uczy się najprostszych zasad kolorystycznych? Dlaczego strojna suknia jest w kolorze polowego munduru leśnych ludzi, obrońców naszych granic? Moim wyuczonym zawodem jest patrzenie. Widzę wszystko, a najbardziej, to co źle wygląda i jest nie twarzowe. Widzę anorektyczne ciałka w sukienkach na ramiączka, pokazujące sterczące łopatki. Widzę grubasy o nogach jak dzwon Zygmunta, w mini i balerinkach, widzę, doczepione włosy i rzęsy jak szczotka do zamiatania, i to u moich rówieśniczek, ewidentnie polujących na rolę w Rodzinie Adamsów III. Widzę białe Masajki, czyli zwęglone na słońcu, połyskujące białkami, pomarszczone staruszki koło czterdziestki. Widzę zupełny brak samokrytycyzmu. Takie przebrane istoty muszą być bezdzietnymi sierotami, bo ani córka, ani matka by takiego biedactwa nie wypuściła z domu na ewidentne pośmiewisko. Kwieciste, powiewne, przezroczyste suknie, to ubrania dla młodych dziewczyn które idą na wesele koleżanki lub garden party u wuja- hrabiego. To nie jest ubranie. To ładne, kobiece- przebranie. Dlaczego Polki tak przesadzają we wszystkim i noszą się balowo od rana? Każda pora dnia i każda sytuacja ma swój dress- code. Nie chodzi się w stroju kąpielowym do biura i w różowym kostiumiku z mini spódniczką na pogrzeb. Tu, jako doświadczona, czterokrotna mężatka dodam, że mężczyznom nie podobają się długie suknie, chyba, że czerwone z maxi rozcięciem, do końca pończoch i do szpilek. Faceci wolą mini i dekolty. Falbany ich nie obchodzą. Tego się trzymajmy i postarajmy się różnić od wschodnich elegantek, rozpoznawalnych absolutnie wszędzie.     

Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane