To tytuł sztuki Witkacego a tekst ten dotyczy strojenia się narcystycznych osobników płci obojga, co gorąco popieram, choć czasem wymsknie mi się westchnienie „O Jezu!” na widok szczególnego wystrojenia, nie pasującego do okoliczności. Sporo winy za nadmierne dekorowanie się ponosi archiwalny film „Dynastia”, gdzie cioteczka Dżilly wyglądała cały czas jak choinka na Placu Czerwonym, migająca sztuczną biżuterią. Zajmę się kobietami, które odważnie rzucają się w wir korygowania swojego wizerunku, bez cienia świadomości jak wyglądają i gdzie będą się lansowały.
Letnie wyjazdy i kurortowe promenady oraz jadalnie nadwodnych hoteli aż się proszą o rewie mody. Dotyczy to nawet psów wleczonych na smyczach po rozgrzanym pięciogwiazdkowym tarasie w zakurzonych sukieneczkach. My, Słowianki mamy zamiłowanie do błyskotek, często spotykam panie w supermarketach, kupujące kartofle, ubrane bardziej wystawnie niż ja na Sylwestra. Fryzura potężnie okraszona lśniącymi grzebykami, bluzka czarna z dekoltem, z obu stron nabijana brylantami, wielkie kolczyki dla tancerek Flamenco, lśniące legginsy i szpilki. Do tego wielka torba, w nie pasującym do sytuacji kształcie i kolorze. Jeśli widzi się ten typ za granicą, jasne jest, że to Polka, Ukrainka, czy Rosjanka.
Ostatnio były modne cekiny, co dało o sobie znać w naszej umęczonej Ojczyźnie. Na przekór ekonomii, kłamstwom na każdym kroku i wirusowi, Polki pokryły się cekinami. Na bluzkach, legginsach, torbach szortach, sweterkach, saszetkach i balerinkach. Ja dołączyłam do tej grupy w moich wyszywanych cekinami klapkach – japonkach, które mam 4 lata, choć zrezygnowałam z migotliwych majtek kąpielowych i ociekającego złotem pareo z odzwierzęcym wzorem.
Jestem na Mazurach, które mają swoiste style. Styl: „Dynastia”, w hotelach i pensjonatach oraz na jachtach i styl ala Huckelberry Finn, zabawny włóczęga, bohater cudnej książki Marka Twaina, o którym, założę się, nikt już nie pamięta. Te światy się nie stykają, bo mniej zamożni mieszkają na łódkach, jedzą w smażalniach i żeglują dla samego żeglowania. O popisywaniu się nie ma mowy. Zamożni natomiast, popisują się wszystkim, bez sekundy przerwy. Łódką, kochanką, żoną, wnuczkami, mokasynami, bermudami, zegarkami, markowymi koszulkami i opalenizną godną robotników drogowych. Piją łiskacza, obejmując naszywane cekinami długonogie laseczki, rozmawiające wyłącznie o zakupach w zagranicznych butikach i ścigają się we wszystkim co jest materialne. Chętnie chwalą się nie czytaniem i nie chodzeniem do teatru. O Operze nie wspominają, bo większość nie wie, że takie coś jest. Hodują ciąże piwne, których się nie wstydzą, w ogóle niczego się nie wstydzą i porykują szczęśliwie. Zawsze tak było, grupa rozwydrzonych bogaczy nazywała się „prywaciarze” i wszyscy im zazdrościli pieniędzy sprytnie zarabianych na jakichś handlach. Druga grupa to byli artyści, szczególnie estradowi i filmowi, którzy zarabiali fantastycznie i byli traktowani jak Bogowie. Pisarzom służącym ustrojowi też się dobrze powodziło, tak jak urzędnikom państwowym, pogodzonym z ustrojem, a reszta klepała pogodną biedę śpiąc na wakacjach w domkach campingowych i jeżdżąc zatłoczonymi do niemożliwości pociągami. Cekiny zarezerwowane były dla zespołów folklorystycznych, do wyszywania regionalnych serdaczków, ubrania, jeśli kogoś było stać, szyło się u krawcowych, robiąc miary w ich małych zagraconych mieszkankach, albo kupowało w domach towarowych. Bieda aż piszczała, ale o dziwo, ludzie częściej i ładniej się uśmiechali. Czytali książki i o nich gadali, pili chętnie okropne tunezyjskie wina i bułgarskie Wermuty, ale rozmawiali o filmach, a dziewczyny były pomysłowo i bardzo fajnie ubrane. Pływało się żaglówką Omega, bez kabiny, spało w schroniskach i dzwoniło do domu z poczty, czekając godzinami ma połączenie. Nostalgia? Tak, bo słabo to wszystko teraz wygląda, pomimo cekinów.
Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane