Piszę o Korze z pewnym opóźnieniem, bo zdarzyły nam się setki przygód i nie wiem, które wybrać. Dziś przeczytałam wpis Małgosi Potockiej która wraz ze mną, Korą, Grzesiem Ciechowskim, z którym właśnie zaczynała być i Frankiem Starowieyskim, była członkiem naszego nieformalnego Klubu Nudystów nad Wisłą. W późnych latach osiemdziesiątych plaże nudystów nikogo nie obchodziły, a my byliśmy piękni i młodzi. Na tą spokojną plażę, gdzie golasy czytały książki, przychodzili pogapić się na śliczne laski żołnierze z pobliskiej jednostki, którzy byli cali biali i tylko dłonie i twarz mieli brązowe. Było to naprawdę zabawne. Mundury nieśli ze sobą. Nasze kąpiele i pikniki kontynuowaliśmy przeważnie u mnie na Pańskiej, gdzie czasami rysowałam wszystkim portrety. Często dołączała do nas Agnieszka Osiecka i też była na obrazach. Było to w czasach, gdy jeszcze na stałe mieszkałam w NY i w Polsce bywałam z powodów artystycznych, czyli wystaw i towarzyskich. W latach 1985/ 1995 bardzo się z Korą przyjaźniłyśmy. Często bywałam u niej w Krakowie i siedziałyśmy do późnej nocy, zaśmiewając się i poważnie rozmawiając. Narysowałam dziesiątki jej portretów pastelą i namalowałam kilka olejnych obrazów, na których przeważnie występuje w czarnej, luksusowej bieliźnie. Na obrazie „Kuszenie św. Antoniego” jest z Kamilem, który ma leciutką aureolę. Zwykle pozując Kora stała na środku działki mojej Mamy we wsi Ruda, w luksusowej bieliźnie, pończochach na pasku z koronki, na nogach miała buty na obcasie, a na głowie wielki biały kapelusz. Mój wtedy już starutki ojczym zwariował z wrażenia i zaczął podlewać trawę, jak najbliżej przecudnej Kory, która wtedy była u szczytu sławy. Dopiero posadzony bluszcz niedokładnie zasłaniał widok z drogi. Najpierw zobaczył Korę sąsiad i zaczął coś majstrować koło siatki, która była pomiędzy naszymi ogrodami. Potem dołączyła żona, potem przechodził Sołtys, który za 5 minut wrócił z całą rodziną traktorem. My nic. Mama zdenerwowana, Korze było wszystko jedno, czasem im machała. Nagle krzyknęła swoim wielkim głosem, bo ją w tak zwany boczek, użarła osa i boczek zaczął puchnąć. Mama po cebulę, ojczym obejrzeć „ranę”, a ja dostałam ataku śmiechu, bo prawa strona Kory naprawdę była sporo większa. W tym momencie koleżanka osy ugryzła mnie w prawy kciuk, który miał za chwilę wielkość dorodnego banana. Musiałam skończyć malowanie, a Kora założyła podkoszulek i po przedstawieniu. Widzowie byli niepocieszeni. Często spotykałyśmy się na tarasie domu Edka Lutczyna, który sąsiadował z mieszkaniem Agnieszki. Mam gdzieś zdjęcie na którym jest cała nasza paczka. W tym Staszek Sojka, Kasia Ważyk, Edek Lutczyn, śp. Zbysław Rykowski z kolegą, Kora, Agnieszka i ja. Ciekawe kto robił zdjęcie? Bywali z nami na mojej działce, Małgosia Potocka z Grzesiem Ciechowskim i Franek Starowieyski, Nina Terentiew i Majka Jeżowska, dla której robiłam teledysk malarski, a nawet Magda Umer, którą też malowałam w moim mieszkaniu na Pańskiej 5. Wspomniane obrazy są w mojej kolekcji w Muzeum Ziemi Prudnickiej, któremu je podarowałam. Tak sobie pomyślałam, że powinnam więcej napisać o Korze, tylko muszę się zastanowić w jakiej formie. Była jak tęcza, albo jak pożar, miewała humory, ale rzadko, była samą zabawą i chęcią życia, a jednocześnie świetną poetką, która sama sobie pisała teksty będące swoistym pamiętnikiem. Miała energię parowozu Lenina i ogromne, swoiste poczucie humoru, no i głos, piękny, nawet gdy mówiła. Ostatni raz widziałyśmy się w Rzeszowie, gdzie promowałyśmy swoje książki. Ona o zwierzakach, napisaną przez Kamila, a przez nią fajnie ilustrowaną, ja rozmowy o seksie z prof Zbigniewem Izdebskim. Długo rozmawiałyśmy, jakbyśmy widywały się co tydzień. Wyglądała rewelacyjnie i całkiem zdrowo. Zapraszała mnie do ich domu, a ja obiecałam, że wpadnę i nie wpadłam, Jej odejścia nie przyjmuję do wiadomości, bo cały czas nasze rozmowy błąkają mi się po głowie. Pa Koreńko.
Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane