Jak wiadomo, wszyscy musimy wsiąść na łódź Harona, który przewiezie nas, według starogreckich wierzeń, na drugi brzeg Styksu. Na ustach powinniśmy mieć monetę. Nikt nie zna dnia ani godziny tej przejażdżki i chyba dobrze. Ja jestem pogodzona, acz proszę, żeby nie huśtało.
Strasznie to trudny temat, tak zwane „odchodzenie”. Z wiekiem się przyzwyczajamy a w ogóle nikt nie lubi o tym myśleć. Najgorzej, gdy łódź Harona pełna jest naszych ukochanych przyjaciół, których pożarł Covid i pożera Rak. Śmierć starego Przyjaciela czy bliskiej osoby jest zawsze niesłuszna. Kostucha ma duży wybór. Czemu zabrała mi kolejną bardzo ważną osobę w moim życiu? Cudowną, pełną empatii lekarkę dr. Barbarę Pilarczyk. Wspaniałą menadżerkę, dowcipną, śliczną Damę, którą kochałam jak siostrę i to z wzajemnością.
Doskonale wiedziała, od pierwszej diagnozy, co jej grozi. Była świetnym specjalistą, nie tylko w sprawie reumatologii. Spotykałyśmy się gdy była zdrowa, w jej gabinecie z widokiem na molo i morze w Sopocie. Piłyśmy kawy, jadłyśmy tony ciasteczek i czekoladek, mając w nosie czy utyjemy. Basia była szczupła i nosiła prześliczne kobiece ubrania i eleganckie buty. Wiem, że buty są mniej ważne niż tak zwane „serce”. Basia miała obie rzeczy super jakości. Ostatnio umówiłyśmy się, że wyjdzie z domu i podjedzie do centrum Sopotu i wreszcie pogadamy spokojnie. Ogromnie się cieszyłyśmy, bo w czasie poprzedniej wizyty nie była w stanie przyjmować wizyt. Tym razem ogromnie skoczyło jej ciśnienie i nagle musiała się położyć i to na dłuższy czas.
Wiem, że mało kogo interesuje moja przyjaźń z doktor Basią Pilarczyk, ale to mój blog i mnie brak Basi wprawia w osłupienie. Nasza przyjaźń nie polegała na częstych kontaktach i wzajemnym zanudzaniu się problemami. Rozmawiałyśmy o tym co i jak się dzieje, mówiłyśmy sobie miłe rzeczy. Basia, jako reumatolog, była moją lekarką, pomagającą moim kolanom i dłoniom. Profesjonalna i bardzo doświadczona, prawie mnie uzdrowiła. Poznałyśmy się na aukcji dobroczynnej w Krzywym Domku w Sopocie. Basia zbierała pieniądze na Dziecięcy Szpital Reumatologiczny . Chodziło o specjalny aparat do diagnozowania wad postawy u dzieci. Na aukcję dałam obraz i poprowadziłam ją z ówczesnym vice-Prezydentem Wojciechem Fułkiem. Wszystko zorganizowała Ula Wielochowska, późniejsza przyjaciółka Basi, tak jak ja. Zebraliśmy sporo ponad sumę, którą kosztowało urządzenie i byliśmy dumni. W czasie wizyty w szpitalu nasza przyjaźń została oficjalnie zadeklarowana.
Wczoraj Basia wysiadła z łodzi Harona koło Hadesu, gdzie czekają Jej i Nasi Przyjaciele. Pa Basiu!
Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane