Mazury

11 lipca, 2022 Hanna Bakuła Bez kategorii 0 komentarze

Było to najmodniejsze wakacyjne miejsce w Polsce w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, a nawet po Okrągłym Stole. Ponieważ kompletnie brakowało bazy turystycznej na poziomie, nastała moda na dacze. Był to status symbol. Wtedy szpanerski dom powinien być drewniany, mieć taras, boazerię wszędzie, kominek i tak zwane ”piekiełko”, czyli bar z wysokimi stołkami i pustymi, rzadko pełnymi, zagranicznymi butelkami po alkoholach. Na ścianach lakierowane otoczaki, zgrabnie zgrane z lakierowaną boazerią. Lampki czerwone, grało się jazz. brr! Było kilka znacznych miejsc wakacyjnych. Do innych się nie jeździło. Modę na Mazury zapoczątkowali związani z STSem aktorzy i autorzy, w tym Agnieszka Osiecka, Olga Lipińska, Stanisław Tym, Jan Pietrzak przed transformacją i inne Asy kultury. Jak kogoś było stać kupował gotowy domek typu Wigry, albo adaptował starą niemiecką chałupę. Dla mniej ambitnych były pokoje u stałych mieszkańców.

Czuliśmy się jak w Cannes w tej oazie inteligencji i twórców. Mieszkańcy domków odwiedzali się wzajemnie, oraz pili bimber i piwo. Z winem w latach siedemdziesiątych był problem, chyba, że ktoś miał żelazną wątrobę i mógł pić wino marki „Wino”. Moi rodzice, gdy byłam bardzo mała, jeździli na żagle do Rucianego, ale mnie nie zabierali, bo miałam ogród i rzeczkę u Babci. Wtedy dzieci się nie ciągało wszędzie, bo było je z kim zostawić.

Prawdziwe Mazury pokazała mi Agnieszka Osiecka, która spędzała tam zwykle lato. Albo mieszkała u miejscowej elity rybackiej, albo wynajmowała maciupki domek campingowy, jednoizbowy. O mało nie zemdlałam, jak mi go pokazano, gdy przyjechałam na jej zaproszenie swoim małym fiatem w kolorze Bahama Yellow.

Przed domkiem był stoliczek, typu płyta spilśniona przybita do pieńka, a na nim maszyna do pisania. Udałam, że się w ogóle nie dziwię i poszłyśmy na obchód daczy jej znajomych. Był to Parnas (sprawdzić w Necie ). Na gankach biesiadowali prawie wszyscy znani, mi tylko z Telewizji, którzy się przyglądali ciekawie, bo Agnieszka już opowiedziała znajomym, że pięknie maluję, żeby mnie polubiono. Do polubienia było raczej daleko, ale zostałam mile zaakceptowana. Zamieszkałam u słynnej Izy P, bez wody i WC, ale nie była to sytuacja wyjątkowa w miejscowości Krzyże, gdzie w wakacje bywała elita w komplecie. Bardzo mi to imponowało. Bogowie kultury! Lewitowałam. Mam szczęście do spotykania niezwykłych ludzi. Nagle pojawiają się obok i gotowe. Funkcjonuje to odkąd pamiętam, do teraz.  Los stawia ich na mojej drodze, za co mu jestem wdzięczna. Tak było również w Nowym Jorku. Może dlatego, że bardzo uważnie patrzę jak kogoś poznaję, zawsze myślę, jak bym tę osobę narysowała.

Moi modele też doceniają uwagę z jaką ich oglądam i słucham. Ale mnie zwiało z Mazur na Manhattan.  Wracam ze spostrzeżeniem, że Mazury, na których w tej chwili jestem, straciły towarzyski prestiż. Nie tętnią radością. Jest połowa ludzi, niż przed Covidem i inflacją. Mazurskie domki – skanseny stoją, ale część z nich jest zamknięte na amen, bo nasze jeziora nadal zimne, a na Capri cieplutko, jak kogoś stać. Jestem we wsi Koczek, po 30 latach. Wszystko zastygło, jak w stop- klatce. Tylko drzewa urosły. Okwiecone domki nadal są wzruszające, ale ciut  wyszły z mody. Hulaliśmy tu, jako trzydziestolatki, a nasze dzieci i wnuki wolą hulać gdzie indziej. Nasze stadne, prehistoryczne społeczeństwo zniszczyło miłe obyczaje kolędowania w wakacje po znajomych. Po prostu, wpadało się na kilka dni, nie potwierdzając tego 100 razy komórką. W ogóle się nie narzekało. Wszyscy by się zdziwili. Była niewymuszona moda na dobry humor. Pływaliśmy kajakami, żaglówkami i rowerami wodnymi. Jedliśmy ryby na gankach, zaczynając o nieoczekiwanej porze, chętnie wznosząc toasty. Pogoda nie miała znaczenia. Teraz ma, bo można mieć wakacje bez szczękania zębami pod namiotem, a nawet w domku, który namięka od ciągłych deszczy.

W Krzyżach ani śladu dawnej świetności. Dacze, ze łzami w oczach wypatrują medialnych sław. Sporo znajomych bogaczy pobudowało domy nad jeziorami. Mają kryte baseny i windy prosto na pomost i zacumowane wielkie motorówki. Zwykle piją łiskacza , nie wódkę i ani im się śni iść na rybkę. Głównie dlatego, że wakacjują w swoich willach w Hiszpani, bo tam lepsza pogoda.

Dacze odwiedzają nadal znane osoby, tyle, że już nie są za bardzo znane. Dziś jeździłam po starych miejscach i z trudem rozpoznałam ulubioną stacyjkę, nagle bez budyneczku zawiadowcy i pustą śluzę w Rucianym. Tamte Mazury są tylko na pierwszych dla nas, kolorowych fotografiach. Gdzieniegdzie Mazury żyją jak kiedyś. Ponieważ moda retro wraca. Mam nadzieję, że znowu w Mrągowie długo będę stała w kolejce do smażalni i zabraknie piwa.

Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane