W tę niedzielę emitowany był w Superstacji program o wydarzeniach ostatniego tygodnia, w którym brałam udział wraz z dwoma zabawnymi dziennikarzami. Jednym z podstawowych newsów było to, że świetna aktorka i zapalona ekolożka wygrała proces z państwem o to, że jest zatruwana przez emisję różnych świństw, a państwo niedostatecznie chroni swoich obywateli przed morowym powietrzem.
Traf chciał, że poprzedniego dnia z moim kolegą psychologiem, Leszkiem M., studiowaliśmy w internecie problem ochrony środowiska. Otóż – nie krakowskie staruszki, palące w piecach plastikowymi butelkami, nie czarne spaliny z 25-letnich aut, którymi mkną nasi wschodni gastarbeiterzy, nie kontrowersyjny dym z węgla, ale… krowie bąki stanowią największe ekologiczne zagrożenie dla świata, bo są trujące i produkowane w niesłychanych ilościach! Krasule bowiem puszczają gazy prawie bez przerwy. Chyba weganie, jedzący samo zielone, też? A może nie? Panowie, z którymi dyskutowałam o Grażynie Wolszczak i jej wygranych 5 tysiącach, nie posiadali się z radości, bo to wiadomość i straszna, i śmieszna, choć chyba nikt nie ma pojęcia o szkodliwości hodowania krów.
Z Leszkiem M. sprawdziłam też sprawę bąków psich, kocich i ludzkich. Otóż, my puszczamy je ponad 70 razy dziennie. Najwięcej w nocy. Też nieźle! A taka ekopara małżeńska we wspólnym łożu? Strach pomyśleć. Psy też bączą, bardzo jadowicie, koty – bezwonnie i cichutko, jak zefirek. O wężach nic nie było, ale pyton trawiący całą antylopę musi mieć coś na sumieniu. Czyli, zakładając, że winne zatruciu środowiska są krowy, to winni są hodowcy i ci mięsożercy, dla których się je karmi wzdymającymi trawami. Woda na młyn dla wegetarian, w tym mnie, która czworonogów nie jada od 30. lat i nic mi w życiu kulinarnym nie brakuje. Szlachetnie przyczyniam się do ochrony środowiska, bo nie mam psa i śpię zawsze solo, więc emisję ograniczam do minimum.
Wczoraj koleżanka pochwaliła mój występ i urodę wizyjną, ale powiedziała, że nie krowy, nie auta, nie babcie z piecami na węgiel i kalosze, ale… samoloty nas wykończą, bo zatruwają atmosferę bardziej, niż wszystko inne razem. O tym się nie mówi, bo ekolodzy musieliby honorowo pływać żaglowcami do Stanów i Australii oraz wozić dzieci do szkoły rowerami. Latać więc, czy nie latać? Gdyby obywatele byli świadomi, nie jedliby nigdy wołowiny i nie korzystali wycieczek aeroplanowych i autobusowych. Mieliby bezwonne kotki i myszki, a rekreacją byłyby rajdy piesze i harcerskie podchody. Tak czy siak, krowim bąkom i samolotom mówimy NIE!
Rosół z kaczki
Pierś, lub nogę kaczki obdzieramy ze skóry, którą wysmażamy na patelni i mamy trochę super smalcu. Kaczkę zalewamy zimną wodą i gotujemy pół godziny. Dodajemy włoszczyznę z cebulą i przyprawy rosołowe. Gotujemy około 40 minut. Wyjmujemy włoszczyznę i kaczkę. o ile jest miękka. Jeśli nie, to dalej, do skutku. Można kaczkę pokroić i podawać w rosole z makaronem ryżowym. Doprawić odrobiną sosu sojowego, papryczką chili i posypać zieloną pietruszką, albo posiekaną kolendrą.
Można mięso zmielić w blenderze, dodać odrobinę oleju chili, oraz mielonego pieprzu i użyć jako nadzienie do małych pierożków z mąki gryczanej. Ciasto robi się wyłącznie z mąki i wody, zagniatając.
Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane