Jestem Warszawianką i mieszkam w Wilanowie od lat. Diabeł mnie podkusił i przeniosłam się z pięknego miejsca w starym Wilanowie do dzielnicy Miasteczko-Wilanów, która powinna nazywać się Wilanów-Żłobek. Co krok 500+ albo tysiąc, bo sporo bliźniąt. Matki gadające przez telefon pchają wózki i ciągną na sznurkach identyczne, białe, śliczne pieski. Dzieci siedzą do nich tyłem z nosami na wysokości smrodzących aut, bo uliczki są wąskie. Nie wiadomo dlaczego, bo na balkonie zdrowiej i wyżej. Miasteczko-Żłobek, to najdroższe miejsce w mieście. W zeszłym roku pierwsze czereśnie były po 300 zł za kilogram.
Kto bogatemu zabroni?
Mieszkam tu już sześć lat i co dzień żałuję. Jedyna pociecha, że młodzi przybysze z dalekich miasteczek są ładni i dobrze ubrani, a auta czyste, co nie zmienia postaci rzeczy, że nie mogą się minąć i zawsze jedno musi zjechać na bok. Wygląda, że wszystkich to bawi, mnie raczej tak, bo to sprawdzian jakości charakterów kierowców. Na razie, wszyscy mają dobre. Kupiłam mieszkanie z widokiem na piękny brzozowy lasek, w którym znalazłam piękne czerwoniaki. Kilka tygodni później obudził mnie warkot koparek które udawały, że kopią doły omijając drzewa, aż im się znudziło i powstał plac budowy 20 metrów od mojego balkonu. Deweloperka powiedziała przy podpisywaniu umowy, że żadne inwestycje nie są planowane przez dwa lata i zniknęła.
Oczywiście powinnam była pójść do Magistratu i sprawdzić plan zabudowy… ale nie pomyślałam o tym i mam za swoje. Powstała nowa uliczka, dom naprzeciwko, oraz kilka innych, budowano to przez dwa lata. Latem pozamykane okna i 3 centymetrowa warstwa kurzu. Jak chcę widzę kolor majtek sąsiadów po drugiej stronie. Na moim pięknym dużym balkonie powiesiłam zwykłe białe tiulowe firanki i oni nie widzą moich kreacji. I tak dużo wyjeżdżam a patio mojego domu to rajski ogród, więc siedzę na tarasiku od podwórka, piszę tam i maluję.
Zazdrościłam mojej przyjaciółce Eli, która mieszka z bezpośrednim widokiem na Gargamela, czyli Świątynię, bo nic jej nie zbudują przed oknami i choć potwór straszy widać niebo i daleką przestrzeń. Długo mnie nie było i zaczęłam dostawać od mojej sąsiadki MMSy ze zdjęciami gigantycznego kretowiska, coś jakby socjalistycznego placu budowy rozrytego przez koparki. Aleja Rzeczpospolitej już nie jest Aleją. To warczące piekło. Już nie zazdroszczę Eli. Przez kilka lat nie wyjdzie na swój balkon z widokiem. Małe fajne knajpki będą podawały dania pokryte kurzem. Koniec spacerów „komórkowych mateczek”. Za to będzie tramwaj do Wilanowa. Ma być cichy i ułatwić komunikację do dzielnicy, gdzie każda rodzina ma po dwa auta na kredyt, jak i mieszkanie. Czemu taka trasa, dlaczego nie Aleją Wilanowską od stacji metra? Ta katastrofa ekologiczna nie dotknęła tylko spokojnego Wilanowa. Całe miasto to kretowisko. Ulica Sobieskiego, na całej długości, to pokręcone pasy ruchu, a obok nich porozwalane maszyny, grzęznące w błocie. Praca, bynajmniej nie wre. Raczej pustawe bajora i rozpadliny. Wczoraj jechałam do centrum w sznurze sennych aut z szybkością 30 km na godzinę. Błoto teraz, a latem kurz. Tu można się zastanowić, po co ja to wszystko piszę, choć tyle się dzieje a miasto potrzebuje tramwaju. Piszę, bo nie rozumiem dlaczego od razu rozryto całą trasę, biegnącą przez piękne ulice. Czemu nie robić tego stopniowo? To Królewski Trakt a wygląda jak wykopki pod Hutę Katowice. Ciekawe czyj szwagier jest inwestorem? Chętnie bym go posadziła u Eli na balkonie na czas budowy, czyli 2 lata życia mieszkańców..
Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane