Pochodzę z rodziny świętującej i przyjmującej gości. Czasem 3 stoliki brydżowe, czyli 12 osób na kolacji. Mam genetyczne zamiłowanie do karmienia znajomych, ale i wzorce z domu jak i co. Stół zawsze nakryty porcelaną z kryształowymi kieliszkami, serwetki z materiału i starannie przygotowane menu. I było tak do niedawna, zostało tylko nakrycie stołu, bo wiele się zmieniło. Teraz wszyscy czegoś nie jedzą. Bo gluten, bo laktoza, bo garbniki i cukier, oraz czosnek. Zwykle okazuje się to, kiedy już sadzam gości przy stole. W jednych oczach przerażenie osoby, którą chcą otruć, w drugich lęk przed glutenem w wódce.
Jedni nie jedzą śledzia, drudzy wyłącznie, zimna kasza gryczana z czosnkiem i zieloną pietruszką to dla niektórych obraza. Dla innych przepyszne. Na ostatniej kolacyjce u mnie pod hasłem śledź i wódka, oraz zupa z soczewicy, było kilku gości. Najmilszy gość, pijący jak smok, na antybiotyku. Ledwo żywy. Zjadł kilkanaście kawałków śledzia popijając zimną wodą i położył się spać na kanapie w salonie, bo go „ rozbierało”. Na szczęście nie do końca.
Żona piła dzielnie i jadła wszystko, takoż mój kolega z czasów studiów. Inna koleżanka przyszła z butelką wody gazowanej i torebką rzodkiewek. Długo mówiła o odchudzaniu i chorej wątrobie, a zjadła śledzia, jajko na twardo, kabanosa i porcję fasoli Jaś z czosnkiem i majerankiem. Chwaląc się, że wódki nie pije. Inna koleżanka , joginka pogryzała kaszę, podkreślając swoją abstynencję i popijała, podobno najzdrowszą, wodą z kranu. Chwaląc się, że je tylko do 18. Chyba jej się pomyliło, bo o 19, przystąpiła do naszej uczty i jadła z apetytem nowojorskiego grubasa, a chuda. Może to był pierwszy raz po 18? Kolega singiel z oszczędności przyjechał autem, więc nie pił, ale ewidentnie wygłodzony z powodu nie posiadania kobiety, jadł za czterech. Potem poprosił o herbatkę, idąc w ślady starych ciotek rezydentek!
Niepijący obserwowali z pobłażaniem nasze toasty wznoszone wódką z kartofli, bez glutenu, którą nie sposób się upić. W rezultacie piłam ja, kolega z dawnych lat i żona śpiącego dzidziusia na antybiotykach. Przybyła później koleżanka, wstydziła się, ale w końcu wyjęła pudełko z napisem- kolacja z jakąś mamałygą, a do tego strzeliła 50 gram. Jak wszyscy zaczęli jeść to czego jakoby nie tykają, pomyślałam, że jest sposób na osoby, które wymyślają swoje alergie i nie piją, a przychodzą na śledzia i wódkę. Od dzisiaj będę robiła przyjęcia nakrywając stół, a ulubione, nie uczulające jedzenie i picie, każdy sam przyniesie i będzie sobie zajadał. Ja obiecuję alkohole. Taka to będzie nowoczesna metoda na nie zadowolonych stołowników. Moja Babcia by zwariowała.
Wyobraźmy sobie podobną kolację 20 lat temu. Nikt nie był uczulony, gluten nie istniał, laktozą nikt się nie przejmował, a przy stole wszyscy jedli wszystko, bo wypadało spróbować. Skoro się rozpuściliśmy jak dziadowskie bicze , to może nie chodzić na siedzące kolacje, bo zawsze się znajdzie kawałek strasznego ścierwa, naszego mniejszego brata i po fasoli wzdmie nawet zwiewną wnuczkożonkę kolegi AA, który nie pije, żeby ją zawieźć pod Warszawę. No i może nie „wpadać na wódkę” jak się programowo nie pije. Na kolacji czułam się jak kiedyś na balu przebierańców, gdzie na 50 osób, tylko nasza czwórka była przebrana,
z pomalowanymi na czerwono polikami i nosami, oraz czapkami z pudełek po winie.
Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane