Jazda z kotletem

13 maja, 2017 Hanna Bakuła Bez kategorii 0 komentarze

Dużo podróżuję Pendolino i zawsze w strefie ciszy. Mało kto potrafi się zdobyć, na nie gadanie przez kilka godzin, więc wagon jest przeważnie  pustawy i wszyscy, piszą, albo oglądają filmy, słuchają muzyki w słuchawkach, no i SMSują. Raj. Wagon nr. 7 oddalony jest bardzo od placówki gastronomicznej, która w Pendolino wygląda jak poczekalnia dla uciekinierów. Ni to stołówka, ni to przedział. Okropieństwo, budzące słodkie wspomnienie o wygodnych wagonach restauracyjnych ze stolikami, a w dawnych czasach z białymi obrusami i lampkami z ciepłym światłem.  Widać, że obecnie projektują te koszmary gastronomiczne osoby oszczędne z wsi i miasteczek, nie nawykłe do wyrzucania pieniędzy na jedzenie poza domem.  Cichy wagon jest w 2 klasie, znalazłam go kiedyś uciekając z klasy 1, gdzie w ramach biletu jest bezpłatny obfity poczęstunek przynoszony na miejsce przez kelnerów. Tak jak w  samolocie, tyle, że nie są to skromne porcyjki wołowo- drobiowe, a często dania z wieprzowiny, których zapach budzi staropolskie skojarzenia z grubasem, panem Zagłobą i rozrywaniem rękami upieczonej zwierzyny na królewskich polowaniach. Żurek z kiełbasą też ma swój udział w tej gierkowskiej, stołówkowej orgii.

Smród straszny. Szczególnie dla osób nie jedzących wieprzowiny, a i mięsa. Pociąg do Krakowa jedzie około 3 godzin i nie sądzę, żeby ktoś mógł umrzeć z głodu, nie zeżarwszy kotleta w trakcie podróży. W drugiej klasie jest lepiej, bo dają tylko napoje, ale pasażerowie mogą sobie odpłatnie zamawiać  „dedykowane”(???) posiłki, na miejsce, które przyniosą  specjalnie  „dedykowani” ???? pracownicy. Powiewa luksusem.  Ostatnio wracałam z Krakowa. W cichym wagonie było nas 10 osób, reszta tłoczyła się z opcją na bełkotanie przez komórkę. Spokój, za oknem pejzaż cudo. Nagle pojawiła się specjalnie nam dedykowana kelnerka i zebrała zamówienia na dania ciepłe. Pan siedzący równolegle dostał styropianowy, ogromny pojemnik ze schabowym w panierce, kartoflami i kapuchą. Za mną pani wzięła wonny żurek z wieprzową kiełbasą, a dwa rzędy dalej wylądowały dwa wyżej opisane kotlety. Był wyjątek, przede mną tuż, ruskie pierogi polane smażoną cebulą. Smród jak w remizie na weselu. Musiałam uciec na koniec wagonu, gdzie „dedykowane” mi  stężenie zapachów było mniejsze.  Przecież bez przedziałowe wagony, to wspólna przestrzeń, której nie powinno się zasmradzać, czymkolwiek. Od wieków istnieją wagony barowe i restauracyjne, gdzie się chodzi jeść. Nastała moda na jedzenie wszędzie. Na ulicy, na plaży, w parkach, w autobusach, samochodach, nawet w butikach, gdzie ekspedientki na tle sweterków po 3000 zł, podżerają sałatki z pojemników. Jest takie zwierzątko w Tatrach które umiera, jak nie je 5 minut, więc cały czas biegnie i żuje.  Może by trochę zwolnić z tym pożeraniem czegokolwiek, byle glamać? Dość leczenia grubasów na nasz koszt i strasznych zapachów wydzielanych przez fast-foody.  Pociąg to nie stołówka i nie socjalistyczny barobus. To nie kolej transsyberyjska, gdzie spędza się tygodnie. Może by jeść w jadalniach, spać w sypialniach, bawić się w bawialniach i czytać w czytelniach. Skądś te nazwy się wzięły i komu to przeszkadzało ?  Niech żyją wygodne wagony restauracyjne z wentylacją!!!

 

Roladki

Cieniutkie naleśniki z mąki ryżowej  z mlekiem też ryżowym lekko studzimy i kładziemy na nich cienko plasterki avocado, twarożek kozi, prażone pestki sezamu i listki sałaty maślanej. Można dać cieniutkie plasterki wędzonego łososia, ale nie za dużo. Skrapiamy  olejem chili, solimy, pieprzymy. Zwijamy ciasno, lekko spłaszczamy ręką i kroimy w 4 centymetrowe plasterki. Idealne jako zakąska.

 

 

Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane