Jak Andersen

11 sierpnia, 2019 Hanna Bakuła Bez kategorii 0 komentarze

Autor moich ukochanych baśni z dzieciństwa był Duńczykiem z biednej, szewskiej rodziny, acz krążyły plotki, że był spokrewniony z rodziną królewską. Pomimo spektakularnej brzydoty i paskudnego charakteru doszedł do bycia profesorem i jest największym uznanym autorem baśni dla dzieci. Kojarzy mi się z wakacjami, bo całe życie podróżował po świecie, ale i Danii, gdzie odwiedzał znienacka i bez zaproszenia rezydencje swoich, nawet dalekich, znajomych. Podobno pojawiał się nagle z krótką wizytą i zostawał na kilka tygodni. Był trudnym, nie lubianym, negatywnie nastawionym do świata dziwakiem, który pomimo robienia spektakularnych błędów ortograficznych i językowych, został znanym pisarzem. Nie krył się z nie lubieniem dzieci, co było dziwne, bo pisał dla nich piękne, moralizatorskie, fantastyczne historie. Jako chłopczyk bawił się samotnie, wykonanymi dla niego przez ojca, lalkami. Kilka lat spędził w szkole baletowej, a w młodości występował śpiewając w teatrze, ale po mutacji stracił głos. Musiał być interesującą osobą, bo znajomi i ówczesne autorytety, namówiły go do pisania. Znał Kirkegorda, braci Grimm i inne ówczesne sławy literackie.

 Z portretów i fotografii spogląda ponuro facet o wielkim nosie, pociągłej, końskiej twarzy i kapryśnych wydatnych ustach. Był zdeklarowanym singlem, podobno podkochiwał się w jakichś pannach, ale żadna go nie chciała. Rodziny, tak wtedy obowiązkowej, nie założył i do śmierci był sam. Jest tego wyjaśnienie. W Muzeum Seksu w Kopenhadze natknęłam się na ciekawą o nim informację. Relację hydraulików, którzy wezwani do awarii w łazience jego znajomych, zobaczyli go nago. Podobno nie miał męskich narządów, co opowiedzieli zdumieni swoim klientom i  ich lekarzowi. No i ciekawostka poszła w świat.

Przypominam trochę Andersena, urodzonego jak ja, w znaku Barana, bo też lubię odwiedzać znajomych, ale zwykle jestem zaproszona i nie zostaję dłużej niż kilka dni. Resztą też się różnimy diametralnie, choć jak on, nie przepadam za małymi dziećmi, ale jestem miłym, nie kłopotliwym gościem. Odwiedzanie w czasie wakacji znajomych w ich letnich rezydencjach jest przemiłą formą przetrwania upałów, bez narażania się na hałaśliwe, obce osoby i ich biesiady. Napisałam o Andersenie, bo właśnie wróciłam z Żelazowej Woli, gdzie przyjaciele zaprosili mnie do swojego stylowego, 100 letniego domu w parku nad rzeczką. Mogłam spokojnie pisać pod orzechem włoskim i rozmawiać o Chopinie, bo to zapaleni melomani. Andersen by pękł z zazdrości.

 

Ryba w jarzynach

 

Mrożone jarzyny, najlepiej takie do chińskiej kuchni, poddusić lekko na oleju z cebulą pokrojoną w cienkie piórka i posiekanym czosnkiem. Polędwicę z dorsza, filet z łososia, lub  dowolnej morskiej ryby umyć, osuszyć i piec 10 minut, NIE przyprawiając, NA folii aluminiowej, NIE zawijając w nią ryby. Upieczoną przełożyć do żaroodpornego naczynia i dokładnie przykryć jarzynami, Podlać odrobiną wody i oliwy, przykryć i piec 5 minut. Podawać nie przekładając, w naczyniu do pieczenia, z ćwiartkami cytryny, posypane siekaną kolendrą, lub natką.   

      

Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane