Już po testach na antyciała, bez temperatury i nawet kataru od 20 stycznia. Więc poruszam się normalnie bez strachu, że zarazi mnie ktoś, lub ja, kogoś. To bardzo przyjemne uczucie od prawie roku mi nie znane. Zawsze się trochę bałam, choć udawałam, że mam w nosie. Noszę maskę, nie wiadomo po co, ale skoro wszyscy…. Maska odbiera mi wzrok, słuch, refleks i równowagę. Serdecznie podziwiam lekarzy, którzy nawet bez wirusa muszą ją nosić przez kilka godzin dziennie. Ja, jako chirurg pomyliłabym narządy i wycięła nie ten. Swoją drogą to się zdarza, na szczęście nie często. Szczepię się, na wszelki wypadek, 22 lutego w Warszawie i hulaj dusza! Ahoj przygodo.
Żartowałam z wirusa, aż mnie dopadł koło 7 stycznia i wiedziałam, że to jest to. Nagle odechciało mi się wszystkiego, dostałam temperatury powyżej 37.5, nabrałam wstrętu do jedzenia, nawet ulubionego sushi i przestało mi wszystko smakować, z winem na czele Pojechałam na test z nosa do specjalnego namiotu Luxmedu na Żeraniu. Paskudne wrażenie. Chyba Pani, o wyglądzie kosmity włożyła mi patyk do nosa, a właściwie do mózgu, co było okropne. Po pól godzinie dostałam wynik pozytywny i kamień spadł mi z serca, bo nareszcie coś konkretnego. Moja ukochana doktór Iwona B kazała leżeć i brać Apap. No i witaminy. Nie wyglądało groźnie, ale było męczące. W nocy minimum 3 razy zmieniałam podkoszulki, bo pociłam się i wyglądałam jak foka. Nawet skarpetki były mokre. Plus mega rozwolnienie. Do toalety wstawiłam krzesełko, żeby mieć blisko, a czas zabijałam porządkami w szufladach. Znajomi i moja cudowna sąsiadka, stawiali mi pod drzwiami zupy, sosy, owoce. Wyglądało jak święcone, tyle, że na podłodze. Szkoda, że nie miałam apetytu i nie mogłam nikogo poczęstować. Padałam ze zmęczenia, spałam po 20 godzin na dobę, ale pisać mogłam. Z czytaniem gorzej, ale od czego Netflix? Proszę zwrócić uwagę, z jaką łaskawością potraktował mnie Covid – płuca nic, gardło nic, kaszel nic, żadnych bóli kości, czy mięśni i tylko niecałe 2 tygodnie. Obudziłam się rano, bez gorączki, z ogromną chęcią na śniadanie i w suchym podkoszulku. Wirus zniknął, tak samo jak się pojawił. Podobnie lekko, o ile, chorował nasz śliczny Prezydent. Jego jeszcze mniej dziabnęło niż mnie. Nie chcę się chwalić, ale muszę nadmienić, że jestem zdrową wegetarianką, nie palącą od stu lat. Udało się, ale moja najbliższa przyjaciółka Basia leży pod respiratorem już kilka dni i ledwo oddycha. Mam nadzieję, że ją dotlenią i też będzie ozdrowieńcem. Kochani, uważajcie na siebie i traktujcie maski poważnie. Ja lekceważyłam i ciągle zsuwałam, nawet w taksówce. Osobom, które nie muszą się przemieszczać serdecznie taxi, a szczególnie pseudo taxi, odradzam. Przecież to klatki z wirusem, bo jeździ nimi setki osób i większość zdejmuje maski. A swoją drogą, kto powiedział, że rok 2021, będzie lepszy od 2020? Nie przypuszczam, jak mawiała moja przyjaciółka z ASP. A tak naprawdę, to znowu gra w bambuko. Grą bez reguł. Przecież nikt nic nie wie i robią z nami co chcą, bo wirus jest straszakiem dla Narodu i świetnym narzędziem przymusu. Czuj duch!- jak mawiali nasi pradziadowie.
Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane