Już 32 lata w mojej szufladzie leży prawdziwy paszport amerykański, który dostałam po 9 latach mieszkania na Manhattanie i egzaminie z Konstytucji Amerykańskiej, oraz złożeniu przysięgi w tłumie innych kandydatów wzruszonych jak ja.
Był piękny wrześniowy dzień, prosto z urzędu poszliśmy z moim mężem Bronkiem i Tarantulą, naszym współmieszkańcem, na Sushi i szampana. Z tremy i radości zapomniałam sobie zmienić nazwisko na ulubione, panieńskie- Hanna Bakuła, które jest moim pseudonimem artystycznym, ale nie widnieje na żadnym dokumencie. Dalej nazywałam się , jak mój poprzedni mąż , co nikomu nie przeszkadzało, bo maż aktualny wziął moje nazwisko i w ten sposób miałam dwóch mężów nazywających się tak samo. Wiem, że to skomplikowane, ale amerykańska demokracja polega na prawie o stanowieniu o sobie, poza tym tak było łatwiej.
W Stanach byłam apolityczna, bo wszystko mi się podobało z wzajemnością. Cała nasza intelektualna, nowa Polonia to miała. Poza tym, właśnie było po Okrągłym Stole i po 9 latach mogłam wrócić do wolnej demokratycznej, kapitalistycznej Polski, o której nauczono mnie marzyć. Pojechaliśmy do właśnie kupionego mieszkania na Święta Bożego Narodzenia i Sylwestra, ale zostaliśmy na stałe, po załatwieniu naszych amerykańskich spraw.
Czemu to piszę? Dlatego, że w Polsce zaczęłam się interesować naszą polityką i automatycznie amerykańską. Teraz jestem zwierzem politycznym, co doprowadzi mnie pewnie do zawału, bo wybory i u nas i w Ameryce były jak zły sen. Diabeł z okapem nad purpurową, zadowoloną, wielką gębą, był jak straszna kauczukowa zabawka, małpa z brzytwą. Amerykanów opuścił rozum, pod rękę z intuicją. Po wybraniu Trumpa byłam zdruzgotana, razem z moimi polskimi i amerykańskimi przyjaciółmi. Jakimś cudem Ameryka wytrzymała jego pomysły. Jego pożegnalne popisy, włącznie z atakiem na Pentagon były żałosne i nie do wiary. Cały świat zapamięta idiotę w hełmie z rogami, który jak rozumiem demonstrował swoisty patriotyzm. Okazał się być zawodowym, wynajętym aktorem. Nie wiem jak atak miał się skończyć, ale wyszło groteskowo i nie z tej bajki. Idioci nie mają obywatelstw. Są wszędzie tacy sami i zawsze żałośni i zawsze niepotrzebnie porykują.
Zaprzysiężenie Bidena było popisem profesjonalizmu i spokoju. Jakby zamknęły się drzwi do filmowego horroru i miły starszy pan wygłosił mowę o sile płynącej z równości i współpracy. Nagle wyszło słońce, a ja znowu uwierzyłam w moją Amerykę, która w ciągu kilku dni odzyskała równowagę. Jakby Trumpa w ogóle nie było, choć jego sfora lata wzdłuż płotu i szczeka. Wierzę, że przynajmniej w Ameryce już po wszystkim i znowu się cieszę z mojego drugiego paszportu.
Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane