Ostatnio bawiłam w Busku na krótkiej rehabilitacji. Uroczy Busko Zdrój, a na uliczkach osoby głównie w podeszłym wieku z widocznymi problemami z chodzeniem. Jesień piękna, złota, większość uśmiechnięta , bo zadowolona z tego, że sami sobie pomagają. Przyjeżdżam do Buska od 21 lat i też się uśmiecham do mijanych osób. Robią sobie ze mną zdjęcia, nawet ci, co nie potrafią i zagadują pytając, czy jeszcze maluję, bo że piszę, to wiadomo, bo czytały moje felietony w Playboyu. Ciekawe? Taka oaza starszych, mających kłopoty ze zdrowiem.
W każdym większym sanatorium jest rehabilitacja dla wszystkich osób z kłopotami. Zabiegów jest mnóstwo, wybierają je dla nas ortopedzi (ja też mam problemy pooperacyjne
z kolanem po operacji łąkotki), zawsze bardzo kompetentni bo są rezultaty. Urządzenia i kąpiele w siarce są obsługiwane przez bardzo młode osoby, które są cierpliwe i bardzo pomocne. Piękne, bardzo zgrabne dziewczyny po studiach rehabilitacyjnych i chłopcy też młodzi. To ich zawód i są przyzwyczajeni do chorych staruszków. Ja mniej, ale daję radę i ucinam sobie pogawędki z co śmielszymi kuracjuszkami.
Napisałam ten nudny wstęp, bo zastanawiam się, co te młode, sprawne osoby sobie myślą wkładając babcię z nadwagą do wanny z siarką przy pomocy specjalnego urządzeni, bo sama nie dała by rady, a po 15 minutach ją wyciągają. Średnio 90 kilo. Co sobie myślą o swojej pracy i dlaczego taką dobrowolnie wybrali? Czy przez sekundę mają świadomość, że za 45 lat, mogą być tacy sami, z kulami, czy na wózkach? Będąc w ich wieku ani przez chwilę nie myślałam o swojej starości, a o cudzej jeszcze mniej. Ktoś starszy ode mnie 10 lat był bardo stary. Nie mówiąc o znajomych rodziców, którzy mieli po 40 i 50 lat. Babcia po sześćdziesiątce wydawała mi się Matuzalemem (sprawdzić w necie) i byłam oburzona, że lubiła tańczyć i wychodzić do kina, jak ja.
Moja Mama po wycieczce do Włoch wróciła z sukienką z kloszowym dołem do pół kolana i dużym dekoltem, a do tego złote sandałki. Wyglądała przecudnie, jak na starszą panią, po trzydziestce. Weszłam do jej pokoju i zobaczyłam, że kręci się w kółko przed lustrem i śmieje. Powiedziała, że idzie ze znajomymi na dancing (sprawdzić w necie). Zawyłam i powiedziałam, że nie wypada, żeby stara baba udawała dziewczynę. (Teraz czasem też tak uważam). Płakałam rzewnymi łzami. Mama wtedy zapytała, czy zwariowałam, bo jest młoda i jeszcze długo będzie, a ja za 20 lat będę taka jak ona i obym o tym pamiętała. I poszła do kawiarni gdzie były Fajfy (sprawdzić w necie).
Popłakałam trochę, ale nie było publiczności więc przestałam. A ja tylko chciałam, żeby nie była pośmiewiskiem, choć była pięknością z talią 60 cm. Jako dziewczynka, kochająca rodzinę, jak jaskiniowiec chciałam, żeby wszyscy byli nieskazitelni i wyglądali lepiej niż reszta cioć i wujków. Swoją drogą tak było. Wolałam być ze starszymi, do dzieci mnie nie ciągnęło i tak zostało i zawsze słuchając śmiechów rodziny i patrząc jak tańczą myślałam, że o ile dożyję, to nigdy nie będę się tak wygłupiała. Miałam 5 lat a oni 26. Po jakimś przyjęciu u nas, a było ich bardzo dużo, zapytałam mamę kiedy umrze. Powiedziała, że nie wie i opowiedziała reszcie przy kolacji. Ha, ha, ha, a ja się wściekłam i powiedziałam, że nigdy nie będę stara. No i proszę , nie jestem!
Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane