Dużo wolnego racz nam dać Panie!

12 grudnia, 2018 Hanna Bakuła Bez kategorii 0 komentarze

Mówi się, że teraz korporacyjne zuchy się przepracowują i nie mają chwili dla siebie, bo muszą spłacać kredyty, które nie są przymusowe, ale wszystkie „słoiki” biorą. Dają, to brać i zajechać do rodzinnej wioski wielką, czerwoną para-ciężarówką w której ginie anorektyczna żonka z 500+ w brzuchu, koleżanka z sąsiedniego chutoru i niemowlę  w ogromnym siedzidełku.

Z jednej strony wyścig szczurów, a z drugiej mam ciekawe spostrzeżenie. Jako wolny strzelec, nigdy nie pracowałam i nie miałam szefa, a wolne dni miałam, od studiów na ASP, w nosie. Wymaga to nieprzyjemnej samodyscypliny. Załatwiam po kilka spraw na raz, dotyczą one galerii w których sprzedaję swoje dzieła i dziełka (Katarzyna Napiórkowska – galeria Desa Unicum, Galeria Marriott) i wydawnictw, w których wydaję książki. Wszystko odbywa się drogą mailową i smsami, których jestem absolutną królową. Nawet młodzież dębieje widząc moje migające paluszki.

Piszę informacyjnego maila do szefa wydawnictwa, sprawa pilna, sam prosił o pośpiech, a tu: „Do 10 października jestem na Targach w Honolulu, chętnie skontaktuję się po powrocie.” Super, ale jest 25 września. Wydawnictwo bez szefa prawie miesiąc? A jednak.

Albo: „obecnie(!!!) przebywam poza biurem, w sprawach pilnych proszę się kontaktować…”, tu telefon zupełnie nieznanej nikomu myszki, która, gdy dzwonię, życzliwie radzi poczekać na szefa. Lubię też takie wiadomości w sprawach nie cierpiących zwłoki: „Chwilowo(????) przebywam na urlopie, ważne sprawy załatwię po powrocie. Pozdrawiam.”

Termin enigmatyczny, ale miło, że pozdrawia. W ferie nie ma nikogo. Czasem całego biura, nie mówiąc o Targach książki. Wszyscy, jak Chińska Armia, w zwartym szeregu opuszczają znienawidzone biura. A pensja leci, a ja czekam z duperelami. Dlatego o tym piszę, bo dziś nadziałam się na kilka takich odpowiedzi, a jestem sekundę od ukazania się mojej nowej astrologicznej książki, nie mając żadnych konkretnych wiadomości od wydawcy. Sponsor uciekł, jak przepióreczka w proso do 10 XII, a ja za nim nieboraczek boso… Nic nie rozumiem. Jest paskudny ciemny grudzień, planeta Saturn pozbawia nas chęci do życia. Rodzą się przemądrzałe spryciulki spod znaku Strzelca. Zaharowane, mające zawały co rok, cierpiące po trzydziestce na kłopoty ze wzwodem, zniszczone klimatyzacją korporacyjne Słoiki, padają jak muchy, ale nie do końca. Jednak znajdują czas, aby sobie robić selfie na Karaibach w przedłużony, 9 dniowy, weekend. Albo zniknąć w połowie tygodnia. Wygląda na to, że opłaca się być na pensji, bo „czy się stoi, czy się leży 5, lub 100.000 tysięcy, się należy”. Te fajne wiadomości, że ich nie ma i co z tego ?, zostawiają szefowie, bo reszta „harcuje, gdy kota nie ma”, pożerając ogromne kanapki, przynoszone w pudłach przez domokrążców żywieniowych. Może to być wina kultu weekendowych wyjazdów, na które już od wtorku zapraszają młodzieżowe stacje radiowe.

„Dziś wtorek! Odprężcie się, bo niewiele zostało do weekendu, czas pomyśleć gdzie go spędzimy i za co? Nie martwcie się mamy dla was 350000 złotych wystarczy wysłać SMSa ze swoim imieniem.” Dzyń dzyń, czy to Marta? – Tiiiak?!

– Dzwonię z radia Klajster- głupie przeboje. Gdzie cię zastałem? – O Jezu! tak się cieszę, jestem w pracy, znaczy się w biurze…” Kiedyś radia słuchali malarze pokojowi, mały tranzystorek chrypiący i piszczący zawsze stał w odnawianym mieszkaniu. Wszyscy uciekali z pracy, żeby zrobić zakupy, ale 9 dniowych weekendów nie było. Dlatego socjalizm runął, a ten, kapitalizm na glinianych nogach też runie, bo wszyscy marzą, żeby rok miał 180 weekendów i żeby nic nie robić, z wyjątkiem dzieci , a zarobić.

 

 

Kluski leniwe

Są dwa sposoby. Jeden polega na zagnieceniu sera z mąką i jakiem, a potem trzeba zrobić wałeczek i pokroić, jak kopytka. Drugi sposób dla leniwych, serek kremowy mieszamy z mąką i żółtkiem. Wkładamy na wrzątek łyżką, jak kluski kładzione . Gotujemy, aż wypłyną, delikatnie wybieramy łyżka cedzakową, kładziemy obok siebie i czekamy aż przestygną, żeby się nie lepiły.

Klasyczna wersja, to polanie klusek zrumienionym masłem z tartą bułką i posypanie zwykłym cukrem. Ostatnio jadłam z owocami pokrojonymi w kostkę.

Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane