Chyba pochodzę z rodziny patologicznej, bo w domu nikt, nigdy nie dotykał głowy poza myciem i czesaniem. Potem babcia powiedziała, że głowy się nie dotyka w miejscu publicznym, takoż nie wyciera się z hukiem nosa przy stole. Głowy nadal nie dotykam i nie czochram, nosa nie wycieram, bo nie miewam nigdy kataru!
Zauważyłam rosnące zjawisko grzebania przy rozpuszczonych, długich włosach, przez wszystkie moje, również te nie najmłodsze znajome. Wygląda jakby coś było nie tak z szamponem, skoro wkładają dwie ręce i mierzwią, raczej skromne pióra, jakby je swędziała głowa. Dzieje się to zawsze, nie tylko przy kolacji, ale w czasie poważnej rozmowy, czy redagowaniu ważnego tekstu. Poczochrane ślicznotki czasem, dla zwiększenia efektu trą sobie pięściami oczy i starają się oderwać nos.
Na początku spotkania, koleżanka, powiem więcej, rówieśnica, siada i przekłada włosy kilka razy z prawej strony na lewą, po czym odrzuca głowę do tyłu i nagle mach, fryzura leci do przodu zasłaniając twarz, ale tylko na chwilę, bo dwie ręce zagarniają włosy do tyłu i trzymają za uszami. Minę, koleżanki mają nawiedzoną, jak Jamajska znachorka. Trwa to całą wizytę.
Psychologowie twierdza, że mierzwienie włosów, oznacza chęć na seks. Rozumiem, ale aż taką, że o mało tych włosów nie wyrwą? Przez cały czas mówią niewyraźnie, bo im fryzura wchodzi do ust. Po tym podpierają podbródek jedną pięścią, tak że zasłania ona oko, ale drugie jest wolne i można w nim pogrzebać. Kiedyś rozpuszczone włosy przysługiwały tylko dziewicom, a teraz prawo do tej fryzury wywalczyły sobie ex dziewice. I często czochrają siwe, niezbyt umyte pukle.
Słowo pukiel jest trochę na wyrost, bo kojarzy się ze złocistymi lub czarnymi, błyszczącymi, kunsztownie upiętymi splotami dziewiętnastowiecznych dam. Obecnie we fryzurach panuje wolna amerykanka (sprawdzić w Necie, nie chodzi o ruch wyzwolenia kobiet z kajdan w słonecznym Trynidadzie). Wszystko dozwolone, ale jednocześnie ustalone. Bez względu na wiek kobiety i ilość włosów, mają dyndać koło twarzy, wchodzić do oczu, ale nie wypadać do zupy, w wypadku nagłej chęci ich posiadaczki, na solidne czochranie w trakcie obiadu. Mile widziane jest rzucanie głową, jak aukcyjna klacz i odchylanie się do tyłu. Na szczęście nie muszą temu towarzyszyć ciche jęki rozkoszy, które by usprawiedliwiały nagłą chęć na sex, co się zdarza. To zew natury.
Skoro jestem przy włosach, to nowa moda nakazuje długie, umyte włosy doprowadzić do stanu fryzury ofiar gwałtów zbiorowych, żeby przypominały pozlepiane, zdezelowane anglezy (proszę do Netu), które, ale świeżutkie, miały dziewczynki idące do komunii. Fryzura polega na pozlepianiu włosów w wiszące strąki, ale ze śladem zakręcenia na specjalnej karbówce. Tą fryzurą się nie rzuca przy stole, ale fajnie jak zwisa smętnie okalając doklejone rzęsy i pontonowe usta. Zawsze mam wrażenie, że własnoręcznie oszpecone grubasy w szortach, czy posiadaczki okropnie nie twarzowych fryzur, są sierotami, bo żadna matka, by córki w takim stanie nie wypuściła z domu.
Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane