Ale nie wiem co. Na pewno to, że pierwszy raz w życiu mam do czynienia ze Stanem Wyjątkowym. Wojenny spędziłam na Manhattanie. 13 grudnia 1981 patriotycznie demonstrowałam pod polskim Konsulatem, a nawet rzucałam pomidorami w okna. Było nas sporo Polaków – artystów i trzymaliśmy się razem, o jakże nie po polsku. Wszyscy baliśmy się o nasze rodziny w kraju, tym bardziej, że wiadomości i plotki z Polski wyolbrzymiały wszystko. Ale… byliśmy bardzo młodzi i razem mogliśmy spokojnie przetrwać. Tak też się potem okazało. Obecny, dziwny Stan, jest bardzo Wyjątkowy. Straszny bałagan, jakbyśmy mieli włoską sytuację, a przecież mamy wyjątkowe szczęście. Pięć wypadków śmiertelnych na 38 milionów, bo szósty okazał się związany z sepsą pacjentki. Przecież mamy szczęście.
W długie weekendy ginie więcej ludzi, niż mamy zarażonych wirusem. Gołym okiem widać, że krzątanina rządu ma na celu zwycięstwo w wyborach. Nieustraszony Prezydent, ze swoim uroczystym uśmiechem, sadzi drzewka dla przyszłych pokoleń. Najpierw wyciął, ale przemyślał sprawę. Za nic ma kropelkowe zarażenie się od kichających leśników. Jego koledzy chcą zrobić walne posiedzenie Sejmu na Stadionie Narodowym. Szaleństwo! Co oni z nami robią?! Kaligula mianował swojego konia Senatorem, kudy nam do niego, ale wszystko jest możliwe. Kot na Senatora! Dziwny ten pośpiech z wyborami samorządowymi, przy jednoczesnym zabranianiu udziału w zgromadzeniach, a wręcz prośbie, żeby nie wychodzić z domu. Stan faktycznie jest Wyjątkowy, bo nie ma żadnych reguł i umyślnie sieje się panikę. Gdyby nie był to Kraj Wyjątkowy, to byłyby dostępne testy i środki dezynfekujące w miejscach publicznych. Nie jechały by tranzytem ciężarówki ze wschodu do Niemiec. To są magazyny zarazków, a nikomu nie przeszkadzają. Zapomnieliśmy wziąć z UE należących się nam pieniędzy na powrót Polaków z zagranicy, sami zapłacili ciężką kasę, a tamta przepadła. Słowa na ten temat w wiadomościach i jednych i drugich. W kółko to samo, że dajemy radę. Czemu dajemy radę? Po prostu mamy fart. Zamiast namawiać do mycia rąk, unikania klimatyzowanych pomieszczeń i nie używania komunikacji publicznej bez konieczności, straszy się w kółko tym co się dzieje na świecie. A z drugiej strony, po co cała rodzina łazi po sklepie spożywczym, w tym małe dzieci w wózkach? Po nic. Po prostu nie mają wyobraźni. W Miasteczku Wilanów ruch na ulicach i w sklepach. To mali nosiciele na hulajnogach i ich zadowoleni, nie wiadomo z czego, rodzice. Dlaczego dzieci nie są przebadane? Dlaczego nie można kupić nawet spirytusu salicylowego?
Nie dajmy się zwariować i omamić jałową, wirusową krzątaniną rządzących. Nie myślą logicznie, jak kot po walerianie, którą dla nich są wybory. Wszystkie ręce na pokład! Ale dlaczego tylko lewe?
Ceny rosną po 100% miesięcznie. Kefir za 4.50? Jabłka po 5 złotych a w hurcie po 20 groszy za kilogram. Każde tankowanie, o kilkadziesiąt złotych droższe. Okazuje się, że mieszkam w jakiejś Bananowej Republice bez reguł i hamulców. Najzabawniejsze, że osobiście płacę za tę Diaboliadę, jakby powiedział Bułhakow.
Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane