Na patio mojego bloku w Wilanowie rośnie mnóstwo pięknych, wyrafinowanych i zwykłych drzew. Są strzyżone i bardzo zadbane. Rysuję je o każdej porze roku, a szczególnie latem gdy kwitną hortensje i tworzą białe, wielkie kaskady. Teraz poróżowiały łososiowo. Moje patio jest zupełnie zielone. Jarzębina się czerwieni a jest 5 listopada. Piszę to w związku z ociepleniem klimatu, które jest fajne dla nas, ale nie dla arktycznych fok. Wolałam wyraźne pory roku. I z rozrzewnieniem wspominam święta i Sylwestra w śniegu oraz mroźny listopad.
Jako dziewczynka – Hania Bania chodziłam z rodziną na groby. Była to okazja do spotkań i późniejszego obiadu u Dziadków. Wyruszaliśmy od nich ubrani najcieplej jak było można. Mama i babcia w futrach i futrzanych czapkach. Panowie w tak zwanych jesionkach z kołnierzami z baranka, ciepłych szalikach i czapkach, też futrzanych, albo kapeluszach. Do tego mohairowe (sprawdzić w necie), modne, kraciaste szaliki. Ja w wełnianej kolorowej pilotce roboty mamusi, futrze kupionym na „ciuchach” (sprawdzić w necie) z prawdziwej małpy, z guzikami w kształcie pomponów. Wyglądałam jak pomnik radzieckiego marszałka Koniewa w Krakowie. Na nogach kamaszki na futerku a panie futrzane botki na „słoninie”, czyli grubej kauczukowej zelówce. Rękawice – łapki, sine nosy, zmarznięte stopy i chodzenie wśród tłumu, który niósł torby ze zniczami i rosochate chryzantemy.
Wyglądało to strasznie i dorośli mnie osłaniali, przed stratowaniem. Tatusia raz tak ściśnięto, że mu się urwały wszystkie guziki od palta. Dla mnie było to zabawne. Dla mamy i babci też, dla ojca nie, bo go omal nie rozebrali. Potem obiad u dziadków z rosołem i pieczonym schabem ze śliwkami. Uwielbiałam jeść, co było widać. Teraz, na cmentarzach jest znacznie luźniej i kwiaty można kupić przed bramą. No i stroje lekkie, pantofelki i płaszcze. Od lat kwestuję na Powązkach i wspominam tamte tłumy sinych, objuczonych ludzi i mróz.
Nie jesteśmy z natury weseli i luźni, to z braku słońca, nie to co Hiszpanie i Włosi, którzy świętują hucznie wszystkie okazje. Taneczne procesje z papierowymi kościotrupami i dzieci przebrane za truposzów. W Stanach dekoracje dyniowe przed każdym domem, czarownice i wielkie pająki a w Nowym Jorku parada na Halloween idąca 5 Avenue. Niebywałe przebrania, nawet radiowozy trupio udekorowane. Na zwykłych, nie zabytkowych cmentarzach zapala się świeczki i zabiera odchodząc. Nie ma tych stert śmieci, których nikt nie sprząta. Tłumy na ulicach jak na naszych demonstracjach, bo ludzie są weseli, choć klimat podobny. Tyle, że jeszcze nowojorczycy miewają straszne zimy. My nie miewamy, ale to nie wpływa na nasze usposobienie. Może, jak w grudniu będą upały, coś się zmieni.
Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane