Z niewiadomych powodów zakochani, zamiast podróżować i cieszyć się życiem, na starcie robią sobie dziecko, które dożywotnio kończy beztroskę i swobodę. Z radosnej pary szczygiełków nieprzespane noce robią kurę i ex kogutka. Tatuś coraz więcej czasu spędza w pracy, nie bez powodu, bo sekretarka też ma dużo zajęć po godzinach. Mamusia z nie umytą głową słania się z powodu zmęczenia, bo to ona karmi piersią i zmienia pieluchy. Mówi się o tacierzyństwie, ale polega ono raczej na spacerowaniu z wózkiem i pobawieniu się z pociechą na dywanie, jak w reklamie leku na wzdęcia.
Drugie dziecko często pojawia się, jako cement, mający wzmocnić resztki związku, ale zwykle przyspiesza rozstanie. Tatuś żeni się z sekretarką, której natychmiast robi dziecko (to reguła, bo panienka chce mieć 25 lat stały dochód) i usiłuje poradzić sobie z poprzednimi, na które musi płacić alimenty i widywać je w weekendy. Ale druga rodzina protestuje i odwodzi tatusia od głupich, tacierzyńskich pomysłów. Wobec czego tatuś zaczyna chorować na kręgosłup, zaziębia się co tydzień i skutecznie wymiguje się od zobowiązań. W końcu jest mamusia, która zajmuje się dziećmi cały czas. Wozi do przedszkola, do szkoły, gotuje, pierze, sprząta i ponieważ tatuś jest chorowity, musi zabawiać maluchy i w weekendy.
Podczas gdy nowy dzidziuś ma zdrowego tatusia cały tydzień mamusia jest wykończona, składa pisma do sądu, żeby nakazał tatusiowi widywanie dzieci a sąd ma czas. Mamusia musi zwolnić się z pracy, bo nie da się jej pogodzić z opieką nad dziećmi. Traci służbowe auto, więc z pociechami jeździ do przedszkola i szkoły na hulajnogach. Serio, nawet zimą.
Co to za kraj, gdzie ojcowie są bezkarni i marnują życie matce swoich dzieci? Może to dom wariatów? W cywilizowanym świecie nie ma takich przypadków. Nie zostawia się bez pomocy młodej, wykształconej kobiety, która ponosi 100% odpowiedzialności za dzieci, a ich tatuś zero.
Zwykle słyszy się o walkach w sprawie opieki nad dziećmi. Tatusiowie chcą z nimi być na stałe. Sąd w razie konfliktu decyduje ile i jak. Ojciec, który walczy o stała opiekę, ma się widywać z ukochanymi pociechami. Niby są przedszkola i szkoły ze świetlicami, ale to za mało, żeby dać radę normalnie pracować i zajmować się domem. Czyli: prać, prasować, sprzątać, gotować, robić zakupy, podczas gdy współautor dzieci prowadzi życie bezdzietnego kawalera i popija whisky z kolegami będącymi w podobnej sytuacji.
Samotna matka w krajach cywilizowanych może liczyć na pomoc Państwa i wyegzekwowanie opieki od wyrodnego ojca. Piszę o tym, bo coraz więcej kobiet zajmuje się dziećmi pracując i o ile ich matka pomoże dają radę. Ale chyba coś jest nie w porządku? Mnie wychowywali dziadkowie. Rodzice wpadali do nas w weekendy i bardzo mi to odpowiadało, bo to było święto.
Z opowieści rodzinnej wiem, że sytuacja uznana była za zupełne normalną. Teraz dzieci mają gorzej, bo babcie jeżdżą do spa i sanatoriów, bywają wieczorami na kolacyjkach a w dzień na aerobiku, ale większość daje radę pomóc córce. Córce, bo zwykle opiekują się dziećmi matki matek. To też jest dziwne. Nic dziwnego, że mamy ujemny przyrost naturalny, bo 500+ płacone z moich podatków niewiele pomogło, co przewidziałam i napisałam w piśmie branżowym Rossmana. Za to mnie usunęli i zmielili 200.000 nakładu gazetki.
Okazuje się, że byłam wieszczem. Bardzo mi szkoda dzieci- tobołków, podrzucanych sobie przez rodziców i dziadków. Ja byłam w jednym miejscu i mile wspominam dziadkorzyństwo.
Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane