Myślę, że Noe zaczął budować Arkę w czasie podobnej pogody, jaka jest ostatnio w Warszawie. Ja na razie postaram się o ponton, bo miasteczko Wilanów zbudowane jest w dawnym korycie Wisły i zaraz będziemy w obecnym korycie. Nie ma co narzekać, Wenecja i Petersburg też powstały na wodzie i wszystkim się podobają. Rozglądam się też za parami zwierząt, ale w Wilanowie same Yorki. To dobrze, bo małe, idealne na ponton. Jutro kupię kanarki, żeby poleciały na Ararat i białe myszki, dla pary antyalergicznych, młodych kotków bez futra. Taka będzie fauna po nadchodzącym Potopie. Psów nie biorę, chociaż uwielbiam, bo za duże na ponton i mi go wywrócą, jeszcze przemyślę sprawę rasy Wodołaz. Leje i buro. Idealna pogoda dla malarzy. Ciekawe co by malowali w Warszawie Impresjoniści.
Do wczoraj miałam nadzieję, że nie jestem meteopatką, a jestem. Ciągle mi zimno, choć w domu bardzo ciepło i nos na kwintę, choć bardzo wesołe jest moje „życie staruszka, wesołe jak piosnka jest ta”, tak śpiewali czterdziestoletni Starsi Panowie. Najpierw w NY było bardzo wietrznie i zimno, co jest niezwykłe w kwietniu, potem Waszyngton, jeszcze paskudniejszy, choć na południu zawsze cieplej niż w NY. Tym razem, nie. Jeden słoneczny dzień na posiedzenie w ogródku włoskiej restauracji i spacer. Jakby się wiedziało, że to ostatni, to by się w ogóle nie szło do muzeum, ani na koncert. Cały pobyt wszędzie wiało. Wróciłam, wieje. Niby można się napić, ale to bez sensu, bo brzydka pogoda może potrwać długo i szkoda wątroby. Z kolegami wspominamy pochody pierwszomajowe, na których szli przodownicy pracy w koszulach z krótkim rękawem, a ja miałam zawsze białe podkolanówki i letnią bluzkę, ale nie wolno mi było radować się majowym świętem, bo dziadek się wściekał. Kiedyś skosił klomb z tulipanami przed naszym domem „ Żeby oni nie mieli ładnie”. Jest o tym w mojej dziecięcej biografii – „Świat Hani Bani”. W szkole z pochodów uciekałam. Zostawiałam w jakiejś bramie tablicę na kiju z Breżniewem i myk, do koleżanki słuchać Beatlesów, choć sprawdzali listę. Utarło się, że na majówkę trzeba jechać. A czemu jej nie przeleżeć , gdy jest z kim, a jak nie ma, to są książki i film? Czemu jechać w deszczu do małego cudzego pokoju, za ciężkie pieniądze. Po co się tłuc i tłoczyć? Moja znajoma wybiera się z mężem do Ustki na 3 dni. SAMOCHODEM, choć jest świetny pociąg. Nie potrafi powiedzieć dlaczego, bo nikt nie potrafi. Nie to, żebym komuś urządzała życie, ale puste miasto kusi brakiem korków, brakiem tłumów w Centrach Handlowych, brakiem kolejek do muzeów. A łóżko z książką, a wonne kąpiele, jak się ma wannę? A zaległa prasa, a nie obejrzane filmy, a kanapeczka o dowolnej porze? O seksie nie wspomnę. Chyba, że ktoś lubi małe łóżko z pościelą z kory po długiej jeździe w deszczu. Podobno w Internecie jest już nowa książka wspólnego autorstwa profesora Izdebskiego i mojego – „ Seks teoria i praktyka” . Podobno bardzo się podoba, ja nie mam stosunku, choć pół tego dziecka jest moje.
Sałatka z pęczaku
Ugotować pęczak, najlepiej w torebkach, 15 minut. Odcedzić, wsypać do miski. Wlać sporo, nastawionego wcześniej, oleju z wyciśniętym czosnkiem, oleju sezamowego, oleju chili, lekko wymieszać. Dodać odsączony i opłukany zielony groszek i garść(!) prażonych pestek ze słonecznika, oraz posiekaną zieloną pietruszkę. Wymieszać. Podawać letnie, również jako dodatek do mięsa. Ryba nie pasuje.
Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane