Bożeny, Kazimierza i Marzeny. Wszystko w marcu, do tego moje urodziny 30 III.
Wszystkim solenizantom składam serdeczne życzenia, żeby nie było gorzej. Są mody na imiona i wysypy: Hanek, Anek, Halinek, Agatek, Krzysiów, Jacków, Piotrusiów, Pawełków, Wojtków, Januszków, Jurków, Bożenek, Beatek, Joaś, Irenek, Małgoś, Kaś, Zuź i Kryś. To imiona moich szkolnych kolegów i koleżanek. Nie mieliśmy Danusi, Jadwigi, Lidii ani Helenki, bo to generacja mojej mamy, ani pół Kazika, Stasia, ani Bolka, ani ćwierć Janka, Wiktora i Henryka. To generacja dziadków. Imiona mało spotykane, niemodne. Teraz, wielkimi wózkami z rur jadą: pyzate, nabombione witaminami dzieci” słoików”: Dariusze, Jarki, Przemki, Roberty, Patryki i Patrycje, Viole, Alicje, Julie, Marleny, Aleksandry, Gabriele, Daniele, Roberty, Antosie w ilościach przemysłowych, ale i Mieszko się trafi. Dla osób leniwych, którym nie chce się grzebać w kalendarzu zawsze jest Kubuś, Jaś, Małgosia i Marysia. Co ciekawe, ludzie dają dzieciom po jednym imieniu, a można mieć trzy. To dlaczego nie mieć? Królowie mają po kilkanaście, chłopi jedno, typu Kacper, mieszczanie po dwa. Na wszelki wypadek dajmy dzieciom po dwa imiona, to nic nie kosztuje.
Jestem daleko od katolickich zwyczajów, ale wybór patrona, to poważna sprawa, nawet na wszelki wypadek. Święty ów ma się nami opiekować, a jak jest trójka świętych, to efekt lepszy. Ja nazywam się Hanna, Aniela, Agnieszka. Te trzy święte mają za zadanie chronić mnie i wieść szczęśliwie przez mostek życia. Nie wiem, jak ma się ich kooperacja, ale bywam średnio zadowolona, choć są lepsze momenty. Kiedy byłam dzieckiem, nie zwracałam uwagi na swoje imię, bo na naszej ulicy prawie wszystkie dziewczynki nazywały się Hania. Przyszywane ciocie nazywały się Hania, Mama i ja również. To było niezwykle popularne imię od czasów międzywojennych, nie mające nic wspólnego z Anną. W moich czasach obchodziło się raczej imieniny. W Kazimierza, Bożeny i Krystyny kwiaciarnie oferowały chude goździki i smętne róże co im od razu zwisały główki, oraz kosze z fiołkami alpejskimi. To był zły czas dla kwiatów. Dopiero latem, na Heleny, Haliny, Natalii, Zofii i Anny były prawdziwe tulipany, konwalie, róże z krzaka, mieczyki, lewkonie, groszki i tak dalej. Każde imieniny miały swoje bukiety. Na naszej ulicy w imieniny Anny, które obchodziły Hanny, bo nie mamy patronki, w każdym ogrodzie słychać było sto lat i dzieci biegały z domu, do domu.
Nie była to jedyna rozrywka dla nas , bo wszyscy obchodziliśmy urodziny, Dzień Dziecka, Dzień Matki i co się dało. Moja babcia mówiła, że tym się człowiek różni od psa, że potrafi świętować. Marcowym solenizantom, jeszcze raz, wszystkiego cudnego, a najbardziej mojej ukochanej Teściowej, Krystynie Gontarczyk, która ma imieniny już 97 raz!!!! I świetnie funkcjonuje, bo uszyta jest z przedwojennego materiału.
Klasyczne zrazy zawijane
Pierś z indyka pokroić w cienkie plastry, zbić lekko tłuczkiem, albo rozciągnąć, po francusku, knykciami. Posolić, popieprzyć i natrzeć wędzoną papryką w proszku. Przykryć i wstawić na godzinę do lodówki, Ogórek kwaszony, nie konserwowy i paprykę czerwoną, pokroić wzdłuż w cienkie paski ok. 4 cm. Namoczone na noc grzyby suszone pokroić, też w paski. Jarzyny zawinąć w mięso i spiąć, albo owiązać nitką. Obtoczyć w żytniej mące. Smażyć na oleju, na dużej patelni, aż się zrumienią. Dodać cebulę pokrojoną w piórka, szklankę bulionu warzywnego i dusić pod przykryciem do miękkości. Bardzo pasuje do zrazów kasza pęczak i zielona sałata ze śmietaną. Niektórzy jedzą z kopytkami i duszonymi buraczkami.
Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane