Jestem sową, puszczykiem, nietoperzem i śpiącą Królewną. Wstawanie jest dla mnie od dziecka torturą. Kiedy byłam mała, czytałam do północy przy latarce pod kołdrą. Na śniadanie trzeba mnie było zawlec. Rano nie jestem głodna, zdarza mi się jeść pierwszy posiłek o 14. Do przedszkola nie chciałam iść, bo spało się po obiedzie, na koloniach też nie leżakowałam, wolałam w kuchni obierać kartofle (prof. Bralczyk też mówi kartofle, nie ziemniaki). Do szkoły spóźniałam się na pierwsze lekcje, bo czytałam pod kołdrą. Wychodziłam z domu 7.40, czekałam piętro wyżej, aż mama wyjdzie do Ministerstwa, bo zaczynała na Kruczej o 9 i wracałam na godzinkę dospać w ubraniu. Udawało mi się być na 3 lekcję. Na zajęcia na ASP przychodziłam o 10. Wcześniej zasypiałam na stojąco przy sztaludze. Jak wampir odżywam w nocy. Było to bardzo wygodne w Nowym Jorku, gdzie jest sporo normalnych knajp otwartych 24 godziny na dobę, można wpaść po powrocie z dyskoteki o 3 w nocy.
U nas po teatrze, czy Operze nie ma gdzie pójść. W tym roku na Sylwestra byłam w Hiszpanii, w ogromnej, pięknej chińskiej restauracji w ogrodzie, z dobrym jedzeniem i piciem stu alkoholi w prezencie od firmy. Do kolacji było wino a bary i tańce po północy. Po toaście w ogrodach i fajerwerkach sporo osób ziewając wyszło. To były skowronki. My sowy dopiero się ożywiliśmy. We Francji zaprasza się na kolację o 20-21, u nas o tej porze goście zaczynają się zbierać do domu. Nasz mroczny klimat nie sprzyja wczesnemu wstawaniu a sprzyja kładzeniu się spać z kurami. Dziś obudziłam się o 8 i była szarówka. Bloga piszę przy lampce nocnej, bo widniej będzie ewentualnie koło południa. Nie jest to kraj dla malarza. Z wiekiem zaczynam być meteopatką. Poranne ciemności pozbawiają mnie energii, która wraca koło 20.
Moja przyjaciółka wstaje o 6 rano, bo musi odprowadzić dzieci do przedszkola i szkoły na 7. 30 . Dzieci nie chcą wstawać, a ona jeszcze bardziej. Dlaczego szkoła zaczyna się tak rano? Przecież maluchy też ludzie. Kładzenie dzieci spać o 20 nie istnieje, więc są niewyspane, a szczególnie sówki. Czemu nie ma drugiej tury. Młodsze klasy maja mniej lekcji. Może by dla nich zrobić lekcje o godzinę później. Wiem, że to nierealne, ale w moich czasach dzieci same CHODZIŁY do szkoły. Pytało się „gdzie chodzisz do szkoły?”, a nie „gdzie jeździsz do szkoły?”. Rejonizacja nie była głupia. Wracaliśmy do domu grupkami, odprowadzaliśmy się pod drzwi, kilka razy. Mieliśmy blisko mieszkających kolegów i zajęcia poza lekcyjne blisko domu albo w szkole. Koleżanka usiłuje kłaść się razem z dziećmi, koło 21. Ale przeważnie to się nie udaje, zasypiają razem o 23 i rano pobudka. Tą drogą chcę przekazać wszystkim rodzicom i dzieciom-sowom, wyrazy współczucia.
Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane