Od lat kwestuję na Starych Powązkach i zawsze czekam na dzień, kiedy z przyjacielem, lub koleżanką, wybiorę się z puszką zawieszoną na szyi zbierać pieniądze na renowację mojego ulubionego, najstarszego cmentarza Warszawy. Akcję ratowania Powązek zainicjował Jerzy Waldorff i stała się tradycją. Cmentarz jest stale remontowany i ma nowy mur, bo stary się zawalał. Jest pewien rytuał, zawsze taki sam. Idzie się do biura, pobiera się puszkę i opaskę na rękaw, legitymującą pozycję kwestarza. Ja wsypuję przygotowane drobne, żeby brzęczały kusząco i potrząsając udaję się do Bramy nr. I. Trzęsę puszką, kolega też trzęsie i zachęcamy zalotnie ofiarodawców. A oni chętnie wrzucają drobne i banknoty. To „Chętnie”, to relacja z zeszłego roku i kilkunastu poprzednich, gdzie przez trzy dni były tłumy!!! i trzeba było mieć specjalną przepustkę, żeby wjechać autem. Zbierało się średnio ponad tysiąc złotych w 3 godziny, ale były ASY, np. prof. Rzepliński, przed Covidem, zmieniał puszki wypełnione po brzegi bo miał ponad 14 tysięcy PLN. Zwykle byli wszyscy znani aktorzy, gwiazdy telewizyjne, pisarze, nawet Zespół Mazowsze, bractwo Kurkowe i kolejarze w galowych mundurach. Alejkami ciągnęły tłumy z wielkimi wiązankami i siatkami pełnymi zniczy. Do wrzucania do puszki podnoszono małe dzieci, które uwielbiają skarbonki, co jest ogólnie wiadomo, choć ostatnio maluchom można wyrobić karty kredytowe. Baby Visa??? W tym roku towarzyszył mi przyjaciel Marcin Bronikowski, znany w Polsce i na świecie baryton. Poznaliśmy się ponad 20 lat temu, gdy robiłam kostiumy do Carmen w Operze Narodowej, a on był Torreadorem. Bardzo się cieszyliśmy na spotkanie przyjaciół, jak co roku wypicie super kawy z pączkami wśród zaprzyjaźnionych artystów i pochwalenie się sukcesami w dziedzinie „żebrania” w słusznym celu. Przyjeżdżamy, ulica prawie pusta. Nie ma Policji sprawdzającej przepustki, w punkcie z puszkami nie ma kolejki, na cmentarzu kilka osób
z małymi kwiatami. Słońce świeci, nikt się do nas nie uśmiecha, co jest zwyczajem bo łazimy godzinami, żeby zebrać pieniądze na cmentarz, gdzie leżą ich bliscy. Dawcy mają wzrok wbity w ziemię. Wrzucają do puszek najchętniej osoby starsze, młodzi, zamożni
z wyglądu Panowie i dzieci, które aż kipią z emocji. Zwykle stoję przy bramie, potrząsam puszką, a potem idę do moich ulubionych najstarszych grobów przy katakumbach i po drodze zbieram całkiem sporo. Dużą konkurencją są zespoły ludowe w cudnych strojach i Bractwo Kurkowe w kontuszach i futrach naturalnych, ale da się mieć sukces. W tym roku pusto, żadnej atmosfery. Idziemy z Marcinem i potrząsamy puszkami. Podchodzą do nas bardzo młodzi chłopcy licealni i pytają „Co to za cmentarz?” i czy zbieramy pieniądze na jego ZBURZENIE I POSTAWIENIE OSIEDLA? Warczymy z oburzenia. To na co, po co remont? Kto taki, tu leży i czy są sławne osoby, jacyś aktorzy, czy coś? Są serio zainteresowani. Opowiadam im historię Powązek i wymieniamy kilka nazwisk, które im nic nie mówią. Kolega wspomina o grobie rodziców Chopina. Błysk w oku. Hurra! Pytam czy są pierwszy raz w Warszawie, a oni że mieszkają na Gocławiu, tam chodzą do szkoły???!!!, ale w centrum pierwszy raz a na Powązkach przypadkiem i jest ok. Stoimy akurat przy pięknym grobie Jerzego Waldorffa, ale nie wiedzą kto to. I dobrze, bo po co im ta wiedza? Ciekawe co wiedzą i czego ich uczą na historii i polskim? Traumatyczny znak naszych czasów. Straszna depresja, którą ukoiliśmy super tajskim obiadem, ale do teraz mam zły humor, bo to kryzys nie tylko finansowy, ale obyczajowy, socjologiczny i psychologiczny. Pędzimy pociągiem bez hamulców. Mimo tego polecam spacer na Powązki i wrzucanie pieniądza do puszek.
Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane