Jestem w ulubionym Sopocie, z widokiem z Zaiksu na Grand Hotel i skrawek burego, przeważnie, Bałtyku. Przyjechałam na 50 Festiwal Polskich Filmów. Napiszę jak pooglądam wszystkie. Nareszcie pusto. Koniec lata i ekspozycji klocowatych ciał, dupsk kolebiących się we własnym rytmie, wydętych brzuchów, obojga płci i tatuaży, których estetyka, rozmiary i umiejscowienie mnie fascynują.
Coraz częściej ludzie tatuują się od stóp do głów, co dowodzi wytrzymałości Słowian na ból i pewnej zamożności oszpeconych właścicieli ponurych bohomazów. Jednak przede wszystkim kompletnego braku wyobraźni. To tak jakby mieć do końca życia tylko jedno ubranie, bez możliwości zdjęcia i zamienienia na inne. Tu zaznaczyć trzeba, że nie jest to strój elegancki czy cieszący oko. Zwykle zlepek jakichś motywów z za chwilę nie modnych komiksów, sporo roślin o złowrogiej formie, czaszek, węży, wilków, drapieżnych pysków o nie zachęcającym wyrazie, hinduskich bóstw, koron cierniowych, ale trafiają się wizerunki Jezusa i NMP w towarzystwie aniołów i to zwykle na plecach?!
Czasami te kicze są kolorowe. Z przewagą karminu, zieleni i granatu. Reszta- czarna. Idzie sobie łysy grubas, który, zamiast sobie wytatuować włosy, ma na głowie szpony i dinozaury. Ponieważ ostatni savoir vivre pozwala chodzić po ulicy w samych majtkach, zwanych bokserkami, najchętniej z miękkiego trykotu, który zdradza intymne szczegóły, o ile są widoczne, spod wypiętego brzuszyska, grubas eksponuje całe ciało pokryte byle czym i byle jak. Na łydkach spore czaszki (b często), co dowodzi braku znajomości anatomii, ale i godnego pochwał altruizmu. Egoista wytatuowałby się tylko z przodu, żeby móc widzieć cały czas swoje estetyczne skarby, a altruista umożliwia idącym za nim spacerowiczom przeżycia estetyczne.
Swoją drogą, ciekawi mnie zawartość artystyczna nieforemnych gaci. Moi znajomi się nie tatuują, a nie mam kogo zapytać. Zwykle wytatuowańcy nie wyglądają łagodnie i poruszają się jak kowboje w starych westernach, krokiem rozkołysanym, głową wysuniętą i rękami odstającymi od tułowia. Niech nas nie zmyli pogodny, biało czerwony kapelutek. Pokryty kompletnie tatuażami basiorek tylko czeka na sygnał, by bronić Kraju przed Europą.
Teraz mi przyszło do głowy, że kiedyś puste skrawki skóry się kończą i co? No i myślę też, gdy kelner z wytatuowanym na szyi pytonem, podaje mi ręką zdobną w wieniec laurowy niewinny kawałek sernika, co na to dermatolodzy? Przecież pory zapchane tuszem nie oddychają? Te i inne rozmyślania krążą w mojej ślicznej główce, gdy idę Monciakiem, na którym nie widać tatuaży, bo skrywają je stroje jesienne. Do maja, są tylko dostępne w domowych pieleszach. PS. Dlaczego wytatuowany tatuś, nie wytatuuje choć trochę swoich dzieci skoro uważa, że to zdrowe i piękne?

Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane