20 listopada 2024
Mam chwilę czasu, bo leżę w super czystym szpitalu Przemienienia Pańskiego z widokiem na wybieg dla żywych niedźwiadków, który stoi pusty od lat. Kiedy byłam mała babcia mi je pokazywała. Raz nawet my pokazałyśmy je sobie, ale nie bardzo nas uwiodły, bo były senne i dość zakurzone. Może lepiej, że je zabrali. Pewnie do ZOO.
Nic mi nie jest, tylko boli mnie bardzo woda w kolanie. Jestem nie garbatym wielbłądem, bo sporo płynu wyciągają. Nie martw się. Toć jest to moje pierwsze niedomaganie, od czegoś trzeba zacząć. Leżę sobie w łóżku, które odkupili dla ortopedii pewnie od Markiza de Sade. Dyndają uchwyty, wszędzie rurki, wszystko się podnosi i opada, a ja nic, tylko czytam sobie swoją książkę z listami moimi do Ciebie i Twoimi do mnie. To nie megalomania, książkę wzięłam na prezent. Poprzednia książka z naszymi listami wyszła 5 lat po Twojej śmierci i od tego czasu jej nie ruszałam, bo ściskało mi się serce.
To nowe wydanie jest tak inne graficznie i tekstowo, że nagle poczułam potrzebę przeczytania sobie naszej przyjaźni mimo tego, że jestem przejęta, jakbym oglądała fotoplastykon sprzed lat 27. Niby ta nasza przyjaźń trwała długo, bo lat 17, ale co to za wynik w porównaniu z tym, ile się nie widziałyśmy. Jak wiesz, cały czas piszę listy do Ciebie, ale w dużych odstępach. Nie mogę ich opublikować, bo są bardzo prywatne i aktualne. Wydamy je razem.
Czytam ja sobie, wszystko mi się przypomina i czuję, że tamten świat to Atlantyda. Nie ma już pół kieliszka naszej wódki. Ale by było okropnie, jakbyśmy miały wtedy telefony komórkowe albo komputery. Ty byś bez przerwy robiła zdjęcia, albo wysyłała abstrakcyjne SMSy, nie tylko do mnie. Bawił Cię kontakt z ludźmi. Chyba Cię nawet interesowali, ale króciutko, jak fioletowy obłoczek na niebie. Szybko się nudziłaś, ale w elegancki sposób. Nagle się rozwiewałaś jak Dżin z butelki. Ciekawe, ile osób wie o co chodzi z tym Dżinem. Myślą, że to do picia!
Wszystko sobie przypominam czytając nasze listy po ponad 20 latach. Ale miałyśmy parę. Tyle pisania, jeżdżenia, wspólnego pracowania i ta Twoja pozorna senność, a w środku czujny demon, gotowy na każdą przygodę. Byłaś ścichapękiem i my, Twoi najbliżsi to wiedzieliśmy. Obce osoby uważały, że masz nieskalaną duszę poetessy. Ale swoją drogą, trochę racji mieli.
Wracając do techniki. Co by było z naszymi listami-mailami? Czarno widzę. Nawet gdyby były, nie miałyby tej cudnej, artystycznej formy. Moich ilustracji do nich. Nigdy byś do mnie nie napisała listu-biografii na odwrocie plakatu 100x70cm do Twojej sztuki „Niech no tylko zakwitną jabłonie”! Nigdy byś mi nie wysłała z Florydy kawałka kory kasztanowca kanadyjskiego z życzeniami urodzinowymi! Maile by się zapodziały i nie byłoby poczty, kopert i znaczków. List mailowy to dziadostwo. Tuwim napisał: „od Twoich listów pachniało w sieni..” Od naszych pachniało i zawsze coś rysowałyśmy na kopertach. Ty potrafiłaś tylko ptaszka ze spiralnym ogonem. Zręczna raczej nie byłaś, no bo po co komu Twoje mereżki i rysunki?
Twoje słowa jak letnie pszczoły krążyły koło mnie i nigdy nie pomyślałam, że mogłabyś coś umieć poza fruwaniem. Jestem w połowie książki i spokojnie mi się czyta. Ale nam było fajnie razem i może jeszcze będzie. W poniedziałek 25 bm. dostajesz w prezencie Rondo. W Warszawie. Wpadnij. A ja 26 listopada o godz. 19 mam drugą promocję naszej książki w klubie Prom na Paryskiej, tuż koło mojego mieszkania, które mi znalazłaś i opijałyśmy je natychmiast, w małym, wyborowym gronie. Jest zdjęcie z tego wydarzenia w książce, która jest do kupienia w mojej galeriahannybakuly.pl i w Promie, po mojej promocji „Listów do i od Agnieszki Osieckiej” Ostatni Bal. Pisałam Ci o galerii, ważnym elemencie mojego ogromnie nudnego bez Ciebie, życia.
To pa. H
Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane