1 sierpnia 1944 rozpoczęło się Powstanie Warszawskie, bezsensowne narażenie tysięcy pięknych, inteligentnych, młodych ludzi na zagładę. Patriotyzm a i wiara w cuda wygodnie rozpartych w fotelach dowódców Rządu Londyńskiego doprowadziła do klęski, która była do przewidzenia. Od lat oglądam programy telewizyjne pokazujące tę nierówną walkę naiwnych dzieci o wielkich sercach z machiną wojenną nazistów. Rzeź to słowo, które się nasuwa z perspektywy czasu. Ginęli studenci, dzieci, pisarze, poeci, setki pięknych młodych kobiet i mężczyzn.
Najbardziej szkoda mi Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, który został zabity jako jeden z pierwszych. To był wielki poeta. Podobno jego patriotyczna matka żegnała go z dumą i radością. Wiem to od córki ich sąsiadki na Dolnym Mokotowie, bo przypadkiem chciałam, dawno temu, kupić ich wielkie, piękne mieszkanie. Niestety za komuny podzielone na klitki.
30 sierpnia w TV Historia trafiłam na wstrząsający dokument filmowy o końcu Powstania. Autor, młody operator i jednocześnie komentator, kręcąc ten straszliwy dokument rozmawia ze swoim kolegą, który mu towarzyszy. Kamera pokazuje wymarłe miasto, kikuty kamienic, zgliszcza, podwórka pełne stosów zwłok leżących tak, jak trafiła je kula. Drewniane krzyżyki powbijane w piasek małych, prowizorycznych grobów, ocalałe kapliczki z gipsowymi figurkami bezradnej Matki Boskiej. W głosie chłopca słychać płacz. Swoisty monolog jest pełen rozpaczy i świadomości, że to koniec. To na razie najbardziej przejmująca relacja z klęski Powstania.
Wzdycham, gdy to piszę. Za śmierć tych cudownych zapaleńców nikt nie odpowiedział, choć organizatorzy wiedzieli, co się może stać. Za komuny 1 sierpnia był celebrowany i nikt nie ośmielał się krytykować facetów odpowiedzialnych moralnie za tę masakrę. Sama chodziłam co roku na Powązki i stałam gdy wyły syreny. Ciągle zatrzymuję się przy tablicach informujących o rozstrzelaniach cywilów i chce mi się płakać, bo mam wyobraźnię. Widzę to i słyszę krzyki. Podobno w kosmosie pozostaje każdy dźwięk?
Znałam kilka osób, które powstanie przeżyły i brały w nim udział, albo były przerażonymi dziećmi siedzącymi w piwnicach bez toalet. Słowo toalet zabrzmiało zabawnie, bo nie było żadnej higieny, jedzenia, wody, ale była wiara, że garstce młodych ludzi uda się wygrać z Hitlerem. Rozumiem ich, ale ich dowódców patrzących z Londynu, nie rozumiem. Że niby Stalin miał pomóc? Bzdura. Nie miał żadnego interesu.
Wczorajszy film otworzył we mnie nową przestrzeń myślenia o patriotyzmie, niekoniecznie wierzę w ten obecny, a szczególnie u osób walczących ze sobą o władzę. Wtedy też o to walczono, zwykle kosztem nie cynicznych młodych ludzi. A obecnie młodzi są raczej cyniczni, albo mają w nosie.
Chyba teraz Powstanie by nie wybuchło.
Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane