Bywam na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni regularnie od 1985 roku. Oglądam dziennie minimum 3 filmy, co daje 18 w czasie festiwalu, ale zdarza mi się zobaczyć 5 filmów dziennie, w tym krótki metraż, za którymi przepadam. W tym roku w wywiadzie dla kroniki festiwalowej Bożena Dykiel powiedziała, że mając do wyboru kino amerykańskie i polskie, woli polskie. Sala w śmiech, a ja nie. Nasze filmy są jedyne w swoim rodzaju i mają styl. Co prawda jeden, jak spod matrycy, ale za to po 2 klatkach można rozpoznać nasze niepokoje moralne, charakterystyczny dźwięk, a ostatnio doszła moda na egipskie ciemności. Gdyby kosmita miał na podstawie nominowanych filmów powiedzieć coś o mieszkańcach Ziemi, to najpierw by zapłakał, potem odleciał drżąc z przerażenia. Gdyby liczyć na jakiś obraz naszego społeczeństwa, to po obejrzeniu filmów konkursowych było by jasne, że nie za dobrze mamy pod sufitem, ale za to super gramy jazz i rapujemy. Rap lubię i to bardzo. Za Leszkiem Możdżerem przepadam, bo to najlepszy jazzman jakiego słyszałam, poza tym ma wdzięk i poczucie humoru, co słychać w każdej nutce. Nie widziałam „Piłsudskiego” ale podobno dobry, w przeciwieństwie do „Legionów”, które bez entuzjazmu widziałam. Nie udało mi się też zachwycić filmem „Boże Ciało”, który wszyscy wychwalali pod niebiosa. Gala wypadła super i nie było nudno. Wygrał anglojęzyczny, ewidentnie przygotowany na eksport film Agnieszki Holland pod tytułem „Obywatel Jones”, który nie zrobił na mnie wrażenia niczym, poza tym, że główny bohater nie nosi czapki i szalika w czasie ukraińskich strasznych mrozów oraz, że zabrał w podróż tylko wypolerowane jabłka i długie pęta kiełbasy, za których część dostaje od nędzarza w bydlęcym wagonie jesionkę dyplomatkę , pół pasowaną, z bardzo zgrabnymi watówkami ostatniej mody. Oraz udaje się bohaterowi mieć cały czas czyste włoski, w kancik na karku. Cudem też wydaje mi się zachowanie przez dzielnego Angola okularów w drucianej oprawce. Za samo ich posiadanie w Rosji tamtych czasów była kula w łeb, bo znamionowały inteligenta. U nas też by się przydało jakieś tajemne znamię dla inteligentów, żeby się można było rozpoznawać. Zaletą filmu jest to, że się dobrze kończy, w przeciwieństwie do większości dzieł pokazanych w tym, i nie tylko, roku. Może dlatego jury wydało pozytywną opinię. Radzę chodzić na polskie filmy, chociaż mają nie profesjonalne kostiumy, nie pasujące do epoki, oraz fryzury dobre na Bal Dziennikarzy, a nie dla komunistycznej agentki. Z fryzjerami kiepsko, ale mamy śliczne, zgrabne, utalentowane młode aktorki. Chłopcy, nie grający wieprzowych gangsterów, też bardzo przystojni i szczupli. Aktorów zawsze mieliśmy świetnych. Apropos kostiumów, to się na nich znam. Projektowałam dla teatrów off Broadway w NY, Teatru Dramatycznego, Opery Narodowej (Carmen 1995) i innych produkcji. Warto wiedzieć, gdy się robi film
o Tyrmandzie, co to były buty „na słoninie” i że nie nosiło się wtedy dopasowanych ubrań, tylko wielkie marynary, szerokie spodnie typu: „chłop stoi, gacie klęczą” i obszerne paltoty, prawie do ziemi, z watowanym rękawem typu: reglan. No i że Tyrmand był dowcipny i z tego słynął. Nie mogąc patrzeć na zrzędliwego gołodupca, który robi łaskę że żyje, wyszłam w połowie, bo Tyrmand był zabawnym królem życia i wiem to od osób które go pamiętają,
a dzienniki czytałam. Gdyby teraz kręcono historyczny film o naszym królu Bolesławie Krzywoustym miał by przystrzyżoną u modnego barbera bródkę i całkiem proste usteczka. A Łokietka grał by Tomasz Kot. Skoro się konsultuje do filmu rodzaje broni, może by konsultować przystawanie kostiumu do epoki i aktora do roli. Ale było bardzo fajnie, bo poziom Festiwalu bardzo wysoki.
Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane