Ponieważ, gdy się denerwuję, boli mnie kolano prawe z zapaleniem ścięgien, to staram się nie denerwować. W tym celu w ogóle nie oglądam telewizji, żadnej, bo coraz mniej profesjonalnych spikerów, pogodynek i programów, wszystko na łapu-capu. No i błędy językowe a nawet zdarzają się eksperci – profesorowie, którzy „muszom i chcom” zwrócić moją uwagę na coś, co wiem od dawna.
Dodawszy do tego dwie tragiczne wojny, nawet nie wiem, gdzie są piloci. Powinno być piloty, ale to brzmi gorzej. Nie tylko ja jestem na granicy załamania nerwowego, bo na ulicy raczej miny najemnych morderców albo po resekcji zęba ósemki co ma 3 korzenie. Te akurat udało mi się zachować, bo mi mąż dentysta amerykański powiedział, że każdy ząb jest na wagę złota. Przy obecnych cenach to już nie przenośnia.
Mijam na ulicy ludzi młodych ze zmarszczkami przy brwiach, przedtem ta mina starego Sabały (sprawdzić w necie) była zarezerwowana dla zestresowanych seniorów rodów. Teraz nawet dzieci się marszczą ze złości. Ostatnio w drogich sklepach sprzedawczynie, o ile nie połykają buły, bo sobie właśnie jadły, patrzą albo spode łba, albo na wylot. Wyjątkiem są te, które mnie rozpoznają i wtedy krzyczą „Pani Haniu, czy mogę sobie z panią zrobić zdjęcie?” I robią natychmiast wieszając się na mnie, jak zawodnicy przy grze w rugby.
Wszystkim jest ciężko, ale stajemy się coraz bardziej ponurym narodem z agresją i niedowiarstwem w oczach. Nie jest to cecha starszych po stracie najbliższej osoby. Wściekle łypią małolaty znad komórek, dzieci się drą i przeklinają. Goście programów publicystycznych, ale i prowadzący, mają grymasy a nie uprzejme miny.
Jestem zawodową portrecistką. Seans u mnie trwa koło 4 godzin. Zrobiłam ponad tysiąc „gębowzorów”, jak mawiał Witkacy, więc spędziłam patrząc na twarze minimum 4000 godzin. Widzę wszystko, niestety. Najbardziej zadziwiają mnie mateczki niemowlaczków, które mają minę jakby szły do „Okna życia”. Robią też sporo w kierunku pozbycia się kłopotu, podtruwając maluchy spalinami, bo dzieci mają główki na wysokości rur wydechowych. W Miasteczku Wilanów, gdzie nie ma jak chodzić, bo wąziutkie chodniki zajęte są wózkami i pieskami tej samej rasy, takie spacery konieczne nie są. Pytałam znajomych lekarzy czy dziecko półroczne nie lepiej postawić w wózku na balkonie, bo chyba tak byłoby zdrowiej? Wszyscy odpowiedzieli, że mam rację, ale młode matki świrują w domu, więc taki spacer jest bardziej dla nich. Zgoda, ale przecież na spacer można iść do parku wilanowskiego, lub pospacerować po patio, które ma każdy dom, a niekoniecznie snuć się wiosną jak zmora po klimatyzowanych centrach handlowych z miną skazańca, który ostatnie życzenie wypowiada przez komórkę .
To snucie się z wózkami tuż przy jezdni jest czymś bardzo szkodliwym, ale to nie mój problem. Moim problemem jest kretyńska nowinka butelkowa. Otóż, pierwszy raz myślałam, że korek dynda mi przed nosem i nie daje się oderwać, bo ma wadę. Zaraz dowiedziałam się, że to ja mam wadę i nie rozumiem konieczności tego, aby korek dyndał i się nie zgubił. 2000 lat nie dyndał i nie właził w nos, a teraz nagle taka sprytna a i ważka decyzja. Bardzo dziękuję w imieniu osób, które lubią pić wodę z butelki, szczególnie, kiedy nie ma szklanki. A co z wódką, whisky i innymi napojami? Też się gubi korki. Mędrzec, który to wymyślił na pewno zaradzi i powie precz gubieniu korków! Są jeszcze pasty do zębów, soczki dla dzieci, szampany i wina.
Czekamy!!!
Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane