To nieznane mi dotąd słowo obracam w ustach jak niesmaczną landrynę o znienawidzonym smaku wiśniowym, choć truskawkowe były też paskudne. Najlepsze te białe.
Jestem wędrowcem, myśliwym, podróżnikiem i jakimś ptakiem polnym. Klatka nie dla mnie, chyba, że dobrowolnie, ale muszę się sama zamknąć i mieć kluczyk. Siedzenie w domu kojarzy mi się z zaziębieniem, złamaniem nogi, odrą, czymś co mnie wyklucza ze społeczeństwa i niszczy mój porządek rzeczy. Moja Mama, która wiedziała wszystko, twierdziła, że artysta to normalna osoba, rodzaj księgowego, który potrafi namalować Hołd Pruski. Najbardziej dziwiły ją moje ciągłe podróże, wyjścia co wieczór, organizowanie czasu 50 osobom ponieważ była domatorką, bez pomysłu na pożeranie świata, nawet go nie nadgryzła. W domu czuła się bezpiecznie i wyjąca nuda jej nie przeszkadzała. Była pięknością i zgrabnością. Coś jej ucięło skrzydła. Co kilka lat namawiała mnie do zmiany stylu życia, ale nigdy nie miała szans. Byłam pewna, że jestem jabłkiem Newtona, spadnę, czy ktoś chce, czy nie i nic mnie nie zawróci z obranej drogi… Jako wykształcona artystka malarka, a szczególnie portrecistka muszę obserwować ludzi, zgadywać ich, podróżować przez ich opowieści, patrzeć im w oczy, delikatnie sterować ich nastrojem i mimiką. To tajemnica dobrego portretu psychologicznego.
Artysta karmi się zmiennością światła, koloru, cieni i duszą modela. Dlatego portrety rysuję z natury. Nagle spędzam kilka godzin z osobą, która mi ufa, choć widać, że się boi, co też wymyślę. Dla normalnych ludzi artysta to zwierzę nieprzewidywalne, najbardziej przypominające tygrysa czatującego na ofiarę. Piszę o sobie i jak inni artyści tak nie mają, to szkoda. Żyłam jak królowa, fruwałam po świecie, nie znałam słowa „niemożliwe” i postrzegałam świat według własnej woli. Raczej spadałam na 4 łapy. Byłam pewna, że w moim życiu już nic się nie zmieni i będę jadła bezowy tort wspomnień, acz jeszcze szukając nowych rzeczy w sztuce.
A tu, niespodzianka! Żart Sił Wyższych, zemsta Bogów. I już nie jestem wesołym jabłkiem Newtona. Zostałam zawrócona z mojej drogi, lecę do góry. Zniknęło wszystko, co było osią mojego życia, wystawne kolacje, ulubione restauracje, dalekie podróże, hotele, samoloty. Nowy Jork, Paryż, Sopot, Kraków, a nawet ulubione Busko Zdrój. Nie ma Opery, koncertów, promocji książek i płyt, moich cudownych przyjaciół. Nie ma galerii i księgarni, ledwo zipią wydawnictwa. Kupowanie przez Internet, nie dla mnie. Jestem osobą zmysłową i lubię dotykać tego co wybieram. Pomijając oczywiście wędliny i wodę mineralną. Nie będę udawała, że ta idiotyczna dla mnie sytuacja jest do przyjęcia. Może by była, gdybym wiedziała w co gram, ale każdy przepis mało czemu służy i przewiduje wyjątki. Wszystkie sznurki trzyma wirtuoz- karaluch, a korniki bez koncepcji gryzą siebie wzajemnie, zamiast zająć się fotelem.
Dzieci nie mogą wejść do lasu, a myśliwi mogą. Czyliż, strzelba chroni przed zarażeniem?
A może można zastrzelić wirusa? Wkrótce dostaną po d…
W Święta zmiana zasad, można się ruszać, bo wirus nie pracuje. Pośpiewamy na mszy i nic się nie stanie, najwyżej nasze kropelki zarażą jakąś babinę. Wybory pocztowe! Jaja jak berety. Ile zarazków na kopertach. Listonosze będą padali jak muchy, a Komisje Wyborcze, liczące głosy, wraz z nimi. Co za podłe robale nas zjadają? Jaka chęć nażarcia się, nawet za cenę życia niewinnych ludzi.
Jako jabłko Newtona nie spodziewałam się, że zawisnę sama w próżni i spadnę, kiedy mi pozwolą. Obym się nie potłukła.
Ps. Nie wychodźmy, a jak musimy, to ostrożnie. Broń Boże taksówki! Autobusy lepsze, bo puste. Myjcie opakowania papierosów, jedzenia, owoce, buty i ręce bez przerwy.
Zapraszam na mój instagram- hannabakula/ autoportret Jestem również na fejsie.
W poniedziałek o 21 mam tam audycję z Agatką Młynarską.
Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane