Nie wiem co znaczy Do siego, ale tak się mówiło. Jestem z rodziny zabawowej, żartującej, tańczącej i gościnnej. Moi rodzice i dziadkowie oraz ciocie i wujkowie co tydzień chodzili na tańce, które były organizowane w kawiarniach i restauracjach. Grał żywy zespół a stroje świadczyły o dbałości o świąteczną atmosferę. Tańczyłam porządnie walca z babcią mając 6 lat. Znam wszystkie tańce klasyczne, od tak zwanego „małego”. Toteż nie mogę patrzeć, gdy w filmach aktorzy tańczą jak Zombi. Jako element finezyjny wtrącając koślawy obrót partnerką, choćby film był kostiumowy, czyli do rocka 200 lat.
W czasach, kiedy byłam Hanią Banią dzieci nie brały udziału w dorosłych przyjęciach, bo dorośli nie przeszkadzali im na Kinder balach. (spr. w Necie). Toteż nie bywałam na tańcach i brydżach. A do restauracji zabrano mnie pierwszy raz, gdy miałam 10 lat i trzęsłam się z przejęcia na widok i smak Melby (Net). I małe dzieci zostawały w domu z babcią. Komu to przeszkadzało?
Byłam niedawno na siadanym przyjęciu u pozornie eleganckich znajomych, gdzie dzieci rycząc ganiały się dookoła stołu, po którym chodził kot z zadartym ogonem, eksponując różowy odbyt.
Ad rem, czyli do tematu. W Sylwestra rodzice i dziadkowie chodzili na bale, których było mnóstwo. Od rana panie przymierzały suknie, Stefa prasowała wykrochmalone białe koszule i marynarki przez szmatkę, żeby nie „wyświecić”, ja polerowałam buty flanelką. Pamiętam suknię mamy. Była z zielonej jedwabnej tafty (Net) na ramiączka, bardzo dopasowana w talii (60 cm) i z marszczoną spódnicą na halce. Do tego pantofle na zamówienie, z tego samego materiału co suknia. Nazywały się prunelki. Żeby nie było zimno mama zakładała tak zwane bolerko. Teraz modne, czyli żakiecik tylko do biustu, a do niego sztuczny kwiat. Pamiętam go. Nikt takiego nie miał, była to herbaciana róża z plastiku, prosto z Ameryki, bo sąsiadka dostawała paczki. Szpan niebywały.
Wychodząc, każdy niósł siatkę ze swoimi wizytowymi butami, bo był zawsze wysoki śnieg, więc wszyscy mieli ciepłe botki. Na fryzurach zrobionych u fryzjera narzucony lekki szal, bo były również mrozy powyżej 10-15 stopni. Ja zostawałam z kimś, chyba ciocią Amelką, starą panną!!! Tak wtedy nazywano singielki, a gejów – stary kawaler. Oba określenia stygmatyzowały, ale bez jadu.
Pierwszy raz pozwolono mi dotrwać do północy i zobaczyć w TV życzenia i fajerwerki w Warszawie i w Moskwie, kiedy miałam 12 lat. O mało nie pękłam z radości. Od tego czasu zawsze celebruję Sylwestra. Gdziekolwiek bym nie była piję szampana i tańczę, bo moi przyjaciele lubią, tak jak ja, celebrować ten najważniejszy dzień w roku. Babcia mówiła, że taki rok, jaki Sylwester. A wiec zachęcam do zabawy, bo posiedzieć na kanapie jeszcze zdążycie.
Teraz – Niech żyje bal!
Do siego roku!
Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane