Daniel

17 lutego, 2022 Hanna Bakuła Bez kategorii 0 komentarze

Nie napiszę nic nowego, bo odejście Daniela Passent zdruzgotało wszystkich jego czytelników i przyjaciół, do których się śmiem zaliczać od 1984 roku. Poznała nas ze sobą moja przyjaciółka Agnieszka Osiecka. Był luty, właśnie przyjechałam z Nowego Jorku pierwszy raz od 1981 i umówiłyśmy się, że Agnieszka wpada na cały dzień do mojego tyciego mieszkania na Pańskiej 5. Zadzwoniła rano, że mi przyprowadzi niespodziankę. Byłam pewna, że chodzi o Janusza A, z którym przed moim wyjazdem do Nowego Jorku bardzo się przyjaźniłam i byłam wniebowzięta. Wtedy nie było domofonów i komórek, nic z tych rzeczy, które teraz wydają się niezbędne. Dzwonek do drzwi.

Stoję wystrojona, widzę roześmianą Agnieszkę a za nią Daniela Passenta, niestety, bo liczyłam na Januszka A. Musiałam mieć niemile zdziwioną minę, bo oboje parsknęli śmiechem. Ja też. Daniel – niespodzianka, zupełnie nie speszony wszedł do pokoju i zaczął starannie oglądać moje obrazy wiszące na ścianach. Stałyśmy z Agnieszką jak woźne w Muzeum. A potem poszło jak z płatka, rozmawialiśmy kilka godzin. O Stanach w których, tak jak ja, spędził wiele lat, o moim malowaniu, o wspólnych nowojorskich znajomych. Agnieszka dodawała swoje żarciki. Zapomniałam, że wolałam inną niespodziankę. Ta była cudowna. W niedzielę na obiad w Spatifie dołączyła do nas Agatka, którą poznałam przed wyjazdem jako małe Cyganiątko (Romiątko?) i bardzo się polubiłyśmy. Tak zaczęła się moja kariera jako cioci w Rodzinie Passentów.

Daniel był admiratorem tego co malowałam, ja czytałam wszystko, co napisał i to od czasów licealnych. Robiłam Mu wspólny portret z Agatką. Patrzą na widza, czyli mnie, z rozświetlonymi twarzami. Niewiele różnił się prywatnie od swojego medialnego wizerunku. Nie miał wersji „wyjściowej”, zawsze był tak samo czujny i wrażliwy na rozmówcę. Zawsze, miał uśmiechnięte, czarne oczy i nagle mówił coś niesłychanie celnego i zabawnego. Przez ponad 46-lat nie przyłapałam go na niczym w drugim gatunku, bo Daniel był gatunkiem PIERWSZYM i miał wielką klasę.  W te wakacje byliśmy razem w Zaiksie w Sopocie. Dołączyła na moment Agata z rodziną. Mam zdjęcia z tarasu, gdzie jadaliśmy obiady. Daniel jest na nich dawnym, zdrowym, uśmiechniętym Danielem. Mieliśmy świetny kontakt, bo on bardzo cenił to co robię z wielką wzajemnością z mojej strony. Przez pewien czas drukował moje felietony w „Polityce”, a kiedy zaczęłam pisać książki bardzo je lubił. Nasza znajomość polegała na stałej gotowości, choć widywaliśmy się rzadko. Jego odejście to koniec pewnej epoki dziennikarskiej, która polegała na ogromnej uwadze, erudycji, staranności, czujności i poczuciu humoru. Pamiętam wszystkie nasze spotkania przez 46 lat i stwierdzam z dumą, że zawsze mieliśmy podobne zdanie. Bardzo mi smutno, bo coraz luźniej koło mnie i nic nie mogę poradzić, że z mojej talii kart znikają Asy i Króle. Coraz mniej nas, ale ciągle trochę wierzę w wędrówkę dusz i wiem, że się jeszcze spotkamy w starym składzie.   

Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane